Prezes ORLEN Oil Motoru Lublin o zakończonym sezonie oraz przyszłości klubu
Jakub Kępa, prezes Orlen Oil Motoru Lublin, w rozmowie mówi o zakończonym sezonie, przegranym finale, transferach, odejściu Wiktora Przyjemskiego, przyszłości Jarosława Hampela i Bartosza Zmarzlika.
A odpowiedź odnośnie nowej umowy Zmarzlika z Motorem na 2027 zaskakuje i to bardzo. Prezes w zasadzie potwierdził medialne doniesienia. Najbliższe dni będą gorące.
Interia.pl : Jak się Pan czuje? I nie uwierzę, że jest pan zadowolony? Pan nienawidzi przegrywać, więc srebro na koniec sezonu 2025, to zdecydowanie nie jest spełnienie pana marzeń. Czy tak właśnie jest?
Jakub Kępa, prezes Orlen Oil Motoru Lublin: Może jest pan człowiekiem małej wiary? Moje wielkie marzenie żużlowe spełniłem już cztery lata temu i od tego czasu realizuje kolejne cele ze spokojem ducha. Czerpię satysfakcję z ciężkiej pracy i utrzymywaniu klubu na odpowiednim kursie. Znam sport, wychowałem się w domu sportowca i wiem doskonale, z czym to się wiąże. Wiem też, że nigdy nie było i nie będzie zawodnika ani drużyny, która wygrałaby wszystko. Mam w sobie dużo pokory, bo zbyt wiele przeszedłem i widziałem, by wyznaczać sobie nierealne cele, albo czuć zawód z powodu porażki w jednym finale, przy trzech wcześniejszych zwycięstwach. Pięć kolejnych finałów Orlen Oil Motoru Lublin to wielki wynik i powód do dumy. W erze play-off nie dokonał tego żaden inny zespół, a serii pięciu sezonów zakończonych na pierwszym lub drugim miejscu w lidze nie było w żużlu od pół wieku! Chyba się zgodzimy, że mam wystarczająco dużo powodów do zadowolenia?
Jak się popatrzy na punkty zawodników w finałach, to wychodzą dwie rzeczy. Po pierwsze to, że Motorowi ewidentnie zaszkodziła kontuzja Wiktora Przyjemskiego, a po drugie, to nie do końca spisali się ci, dla których przygoda z Motorem się zakończyła. Zostawmy jednak tych drugich, bo kluczem do wygranej z Apatorem zdecydowanie był zdrowy Przyjemski, który właśnie odszedł. A pan nie ma nikogo równie mocnego w zamian. Nie dało się go zatrzymać? Nie szukał pan nikogo innego w zamian? Uznał Pan, że Bartosz Bańbor z Brotoszem Jaworskim wystarczą?
– To, czy możliwe było zatrzymanie Wiktora, zostawię dla siebie. To po pierwsze. Nie zgadzam się, że Przyjemski był kluczem, to po drugie. Na pewno jest bardzo dobrym zawodnikiem i być może byłoby nam łatwiej w pierwszym finale, gdyby dorzucił więcej punktów. Ale, czy by dorzucił? Ja tego nie wiem, to jest sport. Wiem jednak, że nawet z kontuzjowanym Wiktorem, mogliśmy wygrać ten dwumecz, bo takie są fakty, to mamy na papierze i o tym możemy dyskutować. Nasi zawodnicy zanotowali za dużo wykluczeń, a przy tak wyrównanych zespołach tego typu błędy bolały podwójnie. I po trzecie, najważniejsze. Uważam, że czas, by swoją szansę dostał wychowanek.
To ma sens.
– Niektórzy pewnie chcieliby, by to się wydarzyło dużo wcześniej, a najlepiej, żebyśmy odbudowali żużel w Lublinie, awansowali do Ekstraligi i wjechali do pięciu kolejnych finałów samymi wychowankami. Ale tak się nie da, nie dzisiaj, nie w tych realiach. To jest proces i od początku mówiłem, że taki jest jeden z naszych kluczowych celów – by wskrzesić szkolenie w klubie i w odpowiednim czasie przygotować zawodnika do jazdy na najwyższym poziomie. Teraz jest ten moment. Mam swoje cele i ambicje, ale nie chodzi mi wyłącznie o osiąganie wyników za wszelką cenę. Bardzo zależy mi także na społecznym wymiarze sportu. Odbudowywaliśmy ten klub nie tylko po to, żeby być mistrzem. Od początku akcentowaliśmy, jak ważne jest budowanie środowiska, tworzenie wspólnoty, łączenie ludzi we wspólnej pasji, danie im powodów do identyfikacji z drużyną. Uważam, że wychowanek w składzie jest bardzo ważnym i potrzebnym komponentem tak szeroko pojmowanego projektu.
Nie ma pan trochę uczucia deja vu, patrząc na to, co stało się właśnie z Motorem. Jak Pan zaczynał drogę na szczyt, to zaczął pan od rozebrania składu ówczesnego mistrza Polski FOGO Unii Leszno. Teraz inni (Falubaz, Stal, także Polonia), zrobili to samo z Motorem, wyciągając Kuberę i Holdera. A już słyszy się, że Sparta ma apetyt na Bartosza Zmarzlika. Ma Pan jakiś sposób, by temu zaradzić?
Odpowiem krócej, bo odpowiadałem na te zarzuty już zbyt wiele razy. Jarek Hampel nie miał miejsca w składzie Unii Leszno i dostał nie tylko zgodę, ale nawet sugestię, by szukać innego klubu. Z Dominikiem Kuberą było tak samo. W Unii nie było miejsca dla dwóch juniorów o podobnym potencjale i postawiono na tego drugiego. Obaj przyszli do nas, jako zawodnicy bez miejsca w składzie.
Ludzie z żużlowego środowiska, mówią wprost, że za rok już sam awans do finału będzie sukcesem Motoru? Też Pan tak to czuje, czy jest pan większym optymistą w tej kwestii?
– Sukcesem będzie ambitna jazda drużyny, dobra atmosfera i kibice, którzy zechcą dopingować ten zespół. Sukcesem będzie przejechanie sezonu bez kontuzji. Sukcesem będą emocje, które damy sobie i całej lidze. Jeśli chce mnie pan namówić na typowanie, albo składanie deklaracji, to grzecznie nie skorzystam z tej okazji. To jest żużel – najbardziej nieprzewidywalny i uzależniony od czynników losowych sport, jaki znam. Snucie tak bardzo sprecyzowanych założeń byłoby niepoważne.
Zbudował Pan z nim świetną relację, która jest czymś więcej niż tylko kontaktem na linii zawodnik – prezes. Na ile to wystarczy, by zatrzymać Bartosza w Lublinie na dłużej niż do końca października 2026. Nie boi się pan tego, że Bartosz może jednak zechcieć poszukać nowych wyzwań, a może nawet wrócić za jakiś czas do domu, do Stali Gorzów?
– Nie boję się. To nie są powody do strachu i do głowy by mi nie przyszło, by patrzeć na to w ten sposób. Moje zadanie jest inne. Mam obowiązek stworzyć Bartoszowi tak jak każdemu innemu zawodnikowi Orlen Oil Motoru Lublin, możliwie najlepsze warunki do rozwoju i spełniania swoich sportowych ambicji. Na tym się skupiam i wierzę, że robię to porządnie. Bartosz Zmarzlik jest najlepszym żużlowcem w historii. Nie mam złudzeń, że każdy prezes chciałby mieć go u siebie, a kilku jest w stanie myśleć o tym realnie. Nie skupiam się jednak na innych, tylko robię swoje. Ale w głowie Bartka nie siedzę i nie wiem, jakie decyzje będzie podejmował w przyszłości. Zechcę jednak zrobić wiele, by nie czuł potrzeby zmiany środowiska.
O żużlowej giełdzie transferowej mówi się, że ledwo zamknie się jedno okno transferowe, a już trzeba myśleć o składzie na kolejny sezon. Czy Pan już o tym myśli? Czy ma Pan jakąś wizję składu na 2027? W Motorze stanie się przecież jedna ważna rzeczy, która trochę ten dotychczasowy układ zburzy. Chodzi mi o to, że Mateusz Cierniak po 2026 przestanie być zawodnikiem U24.
– Moje myślenie o przyszłości nie skupia się wyłącznie na nazwiskach. To raczej kwestia refleksji o tym, w którą stronę chciałbym skierować klub, a to wyznacza o wiele szerszą perspektywę, niż skład personalny. Organizacja, stadion, rozwój marketingowy i miejsce klubu w lokalnej społeczności – to są tematy, którymi się zajmuję z nie mniejszym zaangażowaniem. O składzie oczywiście myślę i wiem jedno – w drużynie będą jeździć najlepsi zawodnicy, którzy będą pasować do koncepcji sztabu szkoleniowego. Nikt nie jest w Motorze za zasługi i to się nie zmieni.
Ma Pan jakieś plany w stosunku do Jarosława Hampela? jego mechanicy mają pracować u Batrosza Bańbora? A Jarek? Kim on zostanie w Motorze?
– Jarek Hampel sam musi wiedzieć, co chce robić w przyszłości. Najpierw powinien poczuć, w jakiej roli chciałby się ewentualnie sprawdzić. Na ten moment ja tego nie wiem i nie czuję, by to był dobry czas, żeby go do czegokolwiek namawiać. Facet przez dwadzieścia lat ścigał się na najwyższym poziomie. Doskonale rozumiem, że potrzebuje teraz czasu, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Jeśli dojrzeje do jakiejś decyzji i wyśle wyraźny sygnał, będziemy mogli rozmawiać o ewentualnej formie współpracy.
Dwa awanse, pięć medali, trzy tytuły – już pan osiągnął z Motorem więcej niż ktokolwiek. Pytanie, czy wciąż czuje Pan głód? Czy widzi pan coś jeszcze do wygrania?
– Zawsze jest coś do wygrania – tytuł, mecz, wyścig. I na każde z tych zwycięstw ciężko pracuje wiele osób. Mnie to ciągle kręci. Możliwość tworzenia środowiska, w którym ludzie rywalizują i osiągają sukcesy, sprawia mi niezmiennie wielką przyjemność i napędza do pracy każdego dnia. Na razie nie zwalniam i nie sądzę, by to się wkrótce miało zmienić. Jeśli uda mi się utrzymać klub, w którym wszyscy pracują z pełnym zaangażowaniem, a zawodnicy dają z siebie maksa w każdym wyścigu, będę to uważał za wielki sukces.
A czy jest pan jeszcze w stanie czymś nas zaskoczyć? Kiedyś ubrał pan drużynę u znanego projektanta Macieja Zienia, potem wprowadził dwa komplety strojów meczowych, a ostatnio zespół Motoru jeździł w skórach. Coś nowego chodzi panu po głowie?
– Gdybym zdradził, co przygotuję, nie byłoby efektu zaskoczenia, prawda? Na pewno jeszcze nie raz zadziwimy środowisko i wytyczymy kilka nowych ścieżek. Dodam, że to nie jest tak, że za wszystko odpowiada Jakub Kępa. W klubie pracuje wiele osób i każda może mieć wpływ na to, co i jak robimy. Mam wielką przyjemność działać w tak pozytywnym gronie.
To na koniec jeszcze pytanie o stadion, bo ta kwestia wydaje mi się największym problemem. Sukcesy nie przekuły się na nowy obiekt, a na tym, który macie rozwój nie jest możliwy. Pojemność jest ograniczona, nie ma lóż dla VIP-ów, nie ma możliwości wygenerowanie dodatkowych przychodów, które zasiliłyby budżet. Pan widzi jeszcze jakąś szansę, by ze stadionu uczynić przysłowiową „kurę znoszącą złote jajka”, czy też trzeba się nastawić na „pudrowanie”, byle tylko dostać licencję?
– Musimy mieć nowy obiekt i to nie podlega dyskusji. I nie może to być, jak pan określił, przypudrowany obecny stadion. Nowy, w nowej lokalizacji, nie powstanie. Stadion przy Z5 przejdzie gruntowną przebudowę i zmieni się diametralnie. Nie prowadzimy już rozmów z miastem – na szczęście przeszliśmy do działania i pierwsze kroki są realizowane. Spotykamy się, analizujemy i dogrywamy szereg szczegółów każdego dnia. Czeka nas potężne zadanie. Przez pewien czas efekty nie będą widoczne, ale proszę mi wierzyć, że w gabinetach urzędu miasta praca już wre. Takie przedsięwzięcie wymaga ogromnej pracy planistycznej, skompletowania szeregu dokumentów i pozwoleń, przygotowania zaplecza itd. To już się dzieje. Nowy obiekt musi licować z klasą sportową drużyny i wierzę, że w dającej się przewidzieć perspektywie, będziemy się ścigać w godnych warunkach.
Źródło: sport.interia.pl








