Będzie rekordowy budżet polskiego klubu w KLŻ
Speedway Kraków to najbardziej medialny klub Krajowej Ligi Żużlowej w ostatnich tygodniach. Co chwilę słychać o bardzo ambitnych planach działaczy, którzy w przyszłym sezonie chcą powalczyć o wygranie ligi i wywalczenie awansu. Pomóc mają w tym nie tylko transfery gwiazd, ale także rekordowy budżet.
Przy okazji władze klubu wyjaśniają kwestię zaległości z poprzednich rozgrywek.To jest gorący okres w żużlowym Speedway Kraków. Drużyna jeszcze nie została finalnie ogłoszona, ale co chwilę słychać o wielkich planach tego klubu. Prezesowi marzy się zbudowanie silnego ośrodka, który w przyszłym roku powalczy o awans na zaplecze PGE Ekstraligi.
Przypomnijmy, że żużlowy klub w Krakowie został reaktywowany przed rokiem. Wtedy udało się zbudować budżet na poziomie 1,5 miliona złotych. Skład drużyny nie powalał na kolana, ale założenie było takie, aby wystartować w lidze, przypomnieć o sobie kibicom i sponsorom, a za rok powalczyć o coś więcej.
I zdaje się, że działacze nie rzucają swoich słów na wiatr. Wszystko wskazuje na to, że prowadzone od wielu tygodni intensywne rozmowy ze sponsorami poskutkują dużo większym budżetem. Prezes Mikołaj Frankiewicz mówi, że musi być on przynajmniej dwa razy większy, ale nieoficjalnie padają kwoty rzędu 4, a nawet 5 milionów złotych.
Przy okazji wyjaśniła się kwestia zaległości krakowian w rozliczeniu ostatniego sezonu. W październiku pojawiła się informacja, że na liście dłużników z KLŻ jest właśnie Speedway Kraków. W gruncie rzeczy chodziło o interpretację zapisów kontraktowych Maticia Ivacicia i sporną kwotę rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych. – Wszystko mamy wyjaśnione. Nie ma już tematu – przekonuje prezes klubu.
Choć klub ze stolicy Małopolski jeszcze nie ogłosił oficjalnie składu na przyszłoroczny sezon, to już wiadomo, że to zestawienie będzie bardzo mocne. Mówi się o takich nazwiskach jak Nicolai Klindt, Jonas Seifert Salk, Richard Lawson, Marko Lewiszyn, czy Dawid Rempała.
Oczywiście najgorętszym nazwiskiem jest Nicki Pedersen. Duńczyk ma ofertę na stole, ale ciągle nie zdecydował, czy ją przyjmie.
Źródło: sport.interia.pl
Udostępnij w social mediach:







