Plan Betard Sparty Wrocław legł w gruzach

Betard Sparta odpada z gry o finał PGE Ekstraligi. Choć wrocławianie wygrali rewanżowe starcie z toruńską drużyna, to w dwumeczu przegrali aż dziesięcioma punktami.
– Naszym celem był awans do finału. Nie dowieźliśmy i to nas boli – przyznaje Dariusz Śledź w rozmowie z Interia Sport. Przybity trener 5-krotnych mistrzów Polski podkreślił, co miało największy wpływ na porażkę. – To wszystko się na nas odbiło – zauważa.
Po okazałym zwycięstwie w pierwszym półfinale w siedzibie toruńskiego klubu panował umiarkowany optymizm. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że zaliczka 14 punktów równie dobrze może nie wystarczyć. Było jednak zupełnie odwrotnie. Torunianie kontrolowali dwumecz od początku do końca.
Trener Sparty Wrocław wskazał powody porażki z Toruniem, „to wszystko się na nas odbiło”
Gospodarze nie byli w stanie uciec na więcej, niż 4 punkty przewagi. Dopiero w końcówce przed wyścigami nominowanymi odskoczyli na 8-punktowe prowadzenie. Nie trwało to zbyt długo, bo już za kilka chwil PRES Grupa Deweloperska świętowała awans. – Naszym celem był awans do finału. Przegrywamy dwumecz i jest to dla nas dotkliwa porażka. Pojechaliśmy za słabo w Toruniu i nie wystarczająco dobrze u siebie. Zabrakło niewiele, ale torunianie wygrali zasłużenie i należą im się gratulacje – mówi nam Dariusz Śledź.
– Przede wszystkim największe znaczenie miała zbyt wysoka porażka w Toruniu – podkreśla szkoleniowiec wrocławian. Znów wahania formy mieli Maciej Janowski i Daniel Bewley. Ze strony Brady’ego Kurtza i Artioma Łaguty liczono zaś na regularne zwycięstwa z liderami drużyny przeciwnej. Znamienne jest, że po trzeciej serii Sparta miała tylko trzy trójki. – To wszystko się na nas odbiło. Zawodnicy mieli zbyt duże ciśnienie. Być może przez to napięcie zdarzały się takie wahania, aczkolwiek trzeba pamiętać, że był to mecz o wielką stawkę – tłumaczy.
Sparta poza finałem, to może skończyć się katastrofą
We Wrocławiu udział w wielkim finale to minimum, które zakładano przed sezonem. Tym bardziej w obliczu transfer Kurtza, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Australijczyk nie dość, że jest czołowym zawodnikiem PGE Ekstraligi, to w dodatku walczy o tytuł mistrza świata z Bartoszem Zmarzlikiem. – Założyliśmy przed sezonem, że walczymy o finał. Nie dowieźliśmy i to nas boli. Mamy Brady’ego, który jedzie sezon życia, a nie meldujemy się w finale – mówi przybity Śledź.
Teraz Sparta musi pokonać Bayersystem GKM Grudziądz, by zdobyć choćby brązowy medal. Brak jakiegokolwiek krążka będzie katastrofą dla tego klubu. We Wrocławiu co roku głównym celem jest złoto. Srebro to już ostateczność i absolutny plan minimum. Jeśli więc drużyna skończy dopiero na czwartym miejscu, będzie to porażka na całej linii.
Źródło : sport.interia.pl/żużel
Udostępnij w social mediach: