Bartłomiej Jejda: „Okoń” kończy (felieton)
Trochę po cichu, trochę bez nadmiernego patosu, trochę w cieniu zimowych transferów swoją karierę w ostatnich tygodniach zakończył jeden z największych talentów w historii polskiego żużla – Rafał Okoniewski. Zawodnik, który – wydawało się przed laty – szturmem podbije światowy żużel. Czas zweryfikował te plany.
Był 26 sierpnia 2001 roku. Co kilka chwil odświeżałem telegazetę, by dowiedzieć się kto zostanie indywidualnym mistrzem świata juniorów. W stawce szesnastu finalistów niemal połowę stanowili Polacy. Było ich siedmiu, za ósmego uważano Krzysztofa Słabonia, który startował z licencją kanadyjską – ułatwiało to przebicie się do międzynarodowej rywalizacji. W pewnym momencie spiker wiadomości sportowych włączonych w tle zakomunikował, że mistrzem świata został Polak. A więc jednak! Nie przeszkodził trudny, angielski tor, ani presja – cieszyłem się. „Mistrzem świata juniorów na sezon 2001 został Polak, Dawid Kujawa.” Kujawa?! Naprawdę?! Nie byłem odosobniony w zaskoczeniu. Żużel potrafi być piękny i okrutny jednocześnie. Które miejsce zajął „Okoń”? Jest medal, jest brąz. Po wyścigu barażowym, w którym pokonał wspomnianego Słabonia i przedstawiciela gospodarzy – Simona Steada.
Kiedy oglądam zdjęcia z tamtego finału 21-latek jest uśmiechnięty. Może mistrzem świata juniorów nie został, ale ma przynajmniej medal. Nie udało się w Pile, nie udało w Vojens, po szalonym turnieju dodatkowym, nie udało w Gorzowie, chociaż za każdym razem piął się w klasyfikacji. Udało się wreszcie w Peterborough. Jeden medal, brązowy, też przecież jest sukcesem. Zresztą wielu wybitnych żużlowców wielkich sukcesów w kategorii młodzieżowej nie osiągało. Okoniewski w tym względzie nie ma sobie nic do zarzucenia. Nim wszedł na podium wyspiarskiego finału miał na koncie dwa złota w nowo powołanych do życia mistrzostwach Europy juniorów, niezliczone medale w zawodach krajowych, a poza tym dziesiątki wygranych wyścigów z najlepszymi zawodnikami. Wielki żużel stał przed nim otworem.
Co zatem stanęło na przeszkodzie w podbiciu międzynarodowych aren? Co uniemożliwiło zdobywanie medali w kategorii seniorów? Na pewno kontuzje. Chociaż „Okoń” nie należał na torze do „wariatów”, a jego ataki były wyważone i przemyślane, często łapał urazy. Co gorsza nie tylko na żużlowym torze. Pech go sobie upodobał, bo jak inaczej nazwać groźną kontuzję, której nabawił się podczas turnieju charytatywnego organizowanego na rzecz walczącego o powrót do normalnego funkcjonowania w codziennym życiu Andrzeja Szymańskiego?
To nie jest też tak, że Okoniewski całkowicie zagubił się w seniorskiej rywalizacji. Wygrał przecież Złoty Kask (dzięki czemu jako jeden z nielicznych skompletował wszystkie Kaski), wywalczył też indywidualne wicemistrzostwo Polski w 2012 na torze w Zielonej Górze i przez dwadzieścia pięć lat startów nierzadko stanowił o sile swoich drużyn w zawodach ligowych. Na arenie międzynarodowej jednak próżno było szukać jego nazwiska. W 2002 pojawił się w pilskim finale eliminacji do Grand Prix (pamiętam te zawody, bo były pokazywane w telewizji, co się często wówczas nie zdarzało) i chociaż na pewno sam nie zalicza tych zawodów do udanych, to paradoksalnie właśnie wtedy był najbliżej awansu do światowej elity. Potem jakoś się nie składało, a raczej Okoniewski składał kości po kolejnych złamaniach, by mozolnie wracać do pełnej sprawności.
Na koniec trochę prywaty. Na starty „Okonia” patrzyłem zawsze inaczej i mocniej trzymałem za niego kciuki. Ponad dwie dekady temu, jako młody chłopak, zafascynowany żużlem, napisałem list do zawodnika na adres klubu w Gorzowie. Prosiłem o jakąś pamiątkę, zdjęcie z autografem, może program z zawodów, choć po prawdzie wiary w odpowiedź nie miałem za dużej. Tymczasem po pewnym czasie dostałem od młodego żużlowca sporą przesyłkę, a w niej plastron klubu Okoniewskiego z ligi szwedzkiej. Tak po prostu. Nie znam dobrze Rafała Okoniewskiego, w życiu zamieniłem z nim zaledwie kilka słów, ale wiem, że ktoś, kto zdobywa się na taki gest, wysyłając nieznanemu sobie chłopcu tak wyjątkową pamiątkę, zasługuje na głęboki, pełen szacunku ukłon.
Co też czynię, dziękując za ćwierć wieku wspaniałej żużlowej historii.
źródło: inf. własna