Broc Nicol coraz częściej pojawia się na europejskich owalach. W sezonie 2020 Amerykanin miał zdobywać punkty dla drużyn Wolverhampton Wolves (SGB Premiership) i Glasgow Tigers (SGB Championship). Niestety z powodu pandemii rozgrywki ligowe zostały odwołane i 22-letni żużlowiec zmuszony był zrewidować swoje plany.

Nasz rozmówca wystąpił w zeszłorocznej edycji Grand Prix Challenge w chorwackim Goričan, gdzie został sklasyfikowany na trzynastym miejscu. Nie był to jednak jego jedyny występ na Starym Kontynencie. Po turnieju w Chorwacji zawodnik ze Stanów Zjednoczonych związał się z Piraterną Motala, gdzie wystąpił w kilku meczach ligowych wieńczących rozgrywki ligowe w 2020 roku.

W rozmowie z naszym portalem 22-latek opowiada również o genezie swojego pseudonimu, ewentualnych startach w Polsce i byciu kolejnym Amerykaninem w barwach Wilków z Monmore Green.

Julian Golański (Twój Portal Żużlowy): Pomimo chaotycznego sezonu 2020 udało Ci się wziąć udział w licznych turniejach w Stanach Zjednoczonych i Europie. Bardzo dobrze spisałeś się na przykład w zmaganiach Outlaw US Nationals (nieoficjalne mistrzostwa USA dop.red.), gdzie zdobyłeś tytuł mistrzowski. Jak możesz podsumować ten sezon?
Broc Nicol: Sezon 2020 na pewno nie potoczył się tak, jak planowałem, ale w podobnej sytuacji byliśmy wszyscy. Miałem to szczęście, że zostałem powołany na turniej Grand Prix Challenge jako reprezentant Stanów Zjednoczonych. Mogłem dzięki temu powrócić do Europy. Po zakończeniu zawodów postanowiłem zostać i otrzymałem szansę dokończenia sezonu ligowego w Szwecji. Sporo się nauczyłem i nie musiałem odstawiać motocykla w kąt. Ogólnie rzecz mówiąc sezon 2020 nie był taki zły.

– Jak czułeś się, kiedy otrzymałeś wiadomość o odwołaniu sezonu 2020 w Wielkiej Brytanii, gdzie miałeś startować w barwach Wolverhampton Wolves i Glasgow Tigers?
– To była straszna wiadomość. Poświęcasz sporo czasu i pieniędzy, aby jak najlepiej przygotować się do ścigania, a nagle to wszystko zostaje ci odebrane. Byłem naprawdę zdołowany, bo wyczekiwałem tego sezonu. Liczyłem, że dzięki startom w obu ligach czeka mnie wyjątkowy rok. Chciałem czynić kolejne wielkie kroki naprzód w mojej karierze.

– Większość klubów w Wielkiej Brytanii chciałoby uniknąć zmian w kadrach na sezon 2021. Czy zobaczymy Cię w obu tych klubach w tym roku?
– Taki jest plan. Podpisanie kontraktów w Wolverhampton i Glasgow było dla mnie bardzo szczęśliwą chwilą. To wielkie kluby. Dobrze się czuję na tych torach, a tamtejsi kibice byli dla mnie wspaniali. Mam nadzieję, że będziemy mogli zacząć sezon zgodnie ze wcześniejszymi założeniami i czeka nas dobry rok 2021.

– Sam Ermolenko i Ronnie Correy to ważne postacie w historii Wolverhampton Wolves. Jakie to uczucie być kolejnym Amerykaninem w barwach klubu z Monmore Green?
– To wspaniałe uczucie, ale wiem, jakie będą oczekiwania wobec mojej osoby. Od dziecka marzyłem o startach w Wolverhampton. Wierzę, że zostanę kolejnym Amerykaninem, który zapisze się w historii tego klubu.

– W tym roku wziąłeś udział w Grand Prix Challenge w chorwackim Goričan. Pozostawiłeś po sobie dobre wrażenie i w jednym z biegów przywiozłeś za plecami Maxa Fricke’a. Jak wspominasz te zawody?
– Turniej był niesamowity. Bardzo ucieszyłem się z powołania na te zawody i nie musiałem się zastanawiać, czy przyjmuję zaproszenie. Zaliczyłem tam solidne wyścigi, jednak wydaje mi się, że nie pokazałem pełni swojego potencjału. Każdemu zdarzają się gorsze chwile i akurat taka trafiła mi się tego dnia. Bardzo dużo się nauczyłem i na pewno z tego skorzystam w przyszłości.

– Czy otrzymałeś jakieś sygnały o zainteresowaniu ze strony polskich klubów? Czy przyjąłbyś ofertę startów w naszym kraju, gdybyś otrzymał ofertę w trakcie ligowych zmagań?
– Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się podpisać kontrakt w Polsce. Wasz kraj znajduje się obecnie na szczycie światowego speedwaya. Bardzo chciałbym spróbować swoich sił w Polsce i popchnąć moją karierę naprzód. Poczekamy i zobaczymy, czy coś się wydarzy.

– W 2020 roku mogliśmy oglądać na torach coraz więcej amerykańskich młodzieżowców. Świadczy o tym choćby obsada Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw USA, która z roku na rok jest coraz większa. Jak myślisz, co czeka amerykański speedway w przyszłości?
– To są młodzi zawodnicy i nie brakuje pośród nich talentów. Wywodzą się oni z programu młodzieżowego realizowanego w Stanach Zjednoczonych. Mogłoby być lepiej, ale zdecydowanie mogłoby też być gorzej. Z optymizmem patrzę w przyszłość i czekam, kiedy ci zawodnicy podejmą wyzwanie i pojawią się w Europie. Muszą być jednak odpowiednio przygotowani. Uważam, że Dillon Ruml jest takim młodzieżowcem, który jest już gotowy. Z niecierpliwością czekam, co pokaże, kiedy otrzyma szansę.

– Nie ukrywam, że zaintrygowały mnie Twoje pseudonimy, które możemy znaleźć na stronie speedwaybikes.com. Skąd wzięły się przydomki B-Rock i The Gnarley?
– Tak naprawdę nie wiąże się z nimi żadna wyjątkowa historia (śmiech). Nie jestem wielkim fanem pseudonimów, ale nie przeszkadza mi B-Rock, gdyż wiele osób mnie tak nazywa. Pierwszą osobą, która tak zrobiła, był chyba mój sąsiad w Stanach Zjednoczonych. Zwracał się tak do mnie, kiedy byłem jeszcze dzieckiem.

– Wywodzisz się z żużlowej rodziny. Twój ojciec, wujek i kuzyn również ścigali się na żużlowych torach. Czy od dziecka wiedziałeś, że zostaniesz żużlowcem?
– Mój tata nigdy nie zmuszał mnie do ścigania się na żużlu. Zapoznał mnie z tym sportem dopiero, kiedy byłem nieco starszy. W dzieciństwie grałem w baseball i ścigałem się trochę na motocrossie. Kiedy ten pierwszy sport mi się znudził, to w USA zaczęła akurat działać Hagon Shocks Speedway Academy. Postanowiłem spróbować i pokochałem żużel. Miałem wtedy dwanaście lat. Od tego czasu skupiłem się na żużlu i nie oglądam się za siebie.

źródło: inf. własna

POLECANE

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.