W ostatnich latach polskie kluby coraz chętniej stawiają na młodych zawodników wywodzących się z Wielkiej Brytanii. Wszyscy starają się znaleźć kolejnego jeźdźca pokroju Taia Woffindena, czy Roberta Lamberta. Być może kolejnym takim żużlowcem zostanie Jordan Jenkins, który w nadchodzącym sezonie powraca do SGB Championship.

Żużlowiec z Norwich ma dopiero 19 lat, jednak przeżył on już tyle, co niejeden żużlowy weteran. Już w wieku 15 lat był on gwiazdą ekipy Mildenhall Fen Tigers, która rywalizuje w rozgrywkach National League. W maju 2018 roku Brytyjczyk złamał kręgosłup. Mimo groźnej kontuzji, Jordan Jenkins nie poddał się i szybko powrócił na tor. Świetne wyniki osiągane w National League przykuły uwagę wielu klubów rywalizujących w SGB Championship. Po dwóch występach w barwach Birmingham Brummies w sezonie 2019, w tym roku przywdzieje on kevlar ekipy Redcar Bears. Żużlowiec wierzy, że sezon 2021 będzie dla niego przełomowy i jego kariera nabierze rozpędu.

Julian Golański (Twój Portal Żużlowy): Obecnie niewielu kibiców speedwaya w Polsce kojarzy Jordana Jenkinsa. Jak przedstawiłbyś się sympatykom żużla w naszym kraju?
Jordan Jenkins: Mogę powiedzieć, że jestem zawodnikiem, który wiele już przeszedł, pomimo młodego wieku. Mam dopiero 19 lat, ale doświadczyłem już kilku kontuzji. Przydarzyły się one stosunkowo wcześnie w mojej żużlowej karierze, więc może z tego powodu nie jestem jeszcze zbyt znany pośród kibiców żużla w Polsce. Na przykład w maju 2018 roku złamałem kręgosłup. Aż do tego momentu byłem w fantastycznej formie i zdobywałem komplety punktów w National League. Do tego zdarzenia jechałem bardzo dobrze. Uważam, że gdyby nie ta kontuzja, to byłbym już na poziomie, który umożliwiałby mi starty w Polsce. Na szczęście to już za mną i szykuję się na cały rok ligowego ścigania. Wierzę, że fani speedwaya w Polsce usłyszą o mnie i w niedalekiej przyszłości -zapewnię sobie kontrakt w waszym kraju.

– Wspomniałeś o kontuzji z maja 2018 roku. Media informowały, że w wyjazdowym meczu z Birmingham Brummies złamałeś trzy kręgi. Straszna kontuzja, na dodatek dla tak młodego żużlowca…
– Miałem wtedy tylko 16 lat. Myślę, że taka kontuzja byłaby dużym ciosem nie tylko fizycznym, ale i mentalnym dla każdego 16-latka. Wszystko mogło się różnie potoczyć. Po tym wypadku równie dobrze mógłbym już nigdy nie wsiąść na motocykl, ale na szczęście tak się nie stało. Odczuwałem skutki tego zdarzenia jeszcze przez ten i następny sezon. Siedziało to z tyłu głowy. Tak naprawdę dopiero w zeszłym roku zrozumiałem, że chcę być zawodowym żużlowcem. Powiedziałem sobie, że jeżeli chcę coś osiągnąć w tym sporcie, to muszę zacząć wygrywać wyścigi i ciągle się rozwijać. Udało mi się obrać taki tok myślenia. Można nawet powiedzieć, że koronawirus pomógł mi przemyśleć wiele rzeczy. Nie mogę się doczekać, kiedy wrócimy na tor.

– Chciałbym się zatrzymać przy twojej opinii, że koronawirus w pewnym sensie ci pomógł. Sezon ligowy w 2020 roku został odwołany z powodu pandemii, jednak zyskałeś dzięki temu więcej czasu na ułożenie w głowie wielu spraw. W związku z tym oceniasz ten miniony rok pozytywnie, czy negatywnie?
– Chyba trochę tak i trochę tak. Myślę, że gdybyśmy jechali normalnie, to byłbym już o wiele dalej na mojej ścieżce rozwoju. To na pewno jest duży minus. Z drugiej strony przerwa wymuszona pandemią dała mi czas na przemyślenie wielu spraw i mogłem pracować na pełen etat w dwóch, trzech różnych branżach. To wszystko pomogło mi sobie uświadomić, że chcę być żużlowcem, a nie pracować w biurze, czy obsługiwać klientów w supermarkecie. Myślę, że gdyby nie ten rok i wymuszona zmiana zawodu, to nie doszedłbym do takich wniosków. Pod tym kątem przerwa w rozgrywkach na pewno mi pomogła. Na dodatek mogłem się lepiej przygotować kondycyjnie, jak i zebrać dodatkowe środki finansowe. Pracowałem na pełen etat przez rok i nie musiałem inwestować w naprawy sprzętu, bo rok wcześniej zakupiłem nowe motocykle. Teraz jestem gotowy i czekam na rozpoczęcie zmagań. Dlatego ciężko odpowiedzieć, czy ta przerwa była dobra, czy zła. Udało mi się zrobić wiele dobrego, ale jakbym mógł, to chciałbym startować przez siedem dni w tygodniu.

– W sierpniu 2019 roku ogłoszono, że robisz sobie przerwę od żużla. W tym czasie startowałeś w barwach Birmingham Brummies w SGB Championship i Kent Kings w National League. Twój rozbrat z torem nie trwał jednak długo i szybko powróciłeś na tor w barwach Królów. Jakie były powody tej decyzji?
– Nałożyło się na to wiele czynników. To był dla mnie rok obfitujący we wzloty i upadki. W tym roku zdawałem moje A-Levels Exams (odpowiednik polskiej matury dop.red.). Dopiero co je skończyłem, a w National League nie notowałem takich wyników, jakich po sobie oczekiwałem. Zaliczyłem kilka upadków na skutek agresywnej jazdy rywali, jak i byłem przejeżdżany przez żużlowców, którzy nie zwracali uwagi na innych na torze. Skutkiem tego były kontuzje: złamałem łokieć, żebra i biodro. Wszystko w ciągu jednego roku…Ciężko było się z tym pogodzić. Przyjąłem propozycję startów w SGB Championship w barwach Birmingham Brummies i choć mentalnie czułem się gotowy podjąć to wyzwanie, to w rzeczywistości było inaczej. Sprzętowo było dobrze, ale nie byłem chyba jeszcze przygotowany na starty w dwóch ligach. Był to pewien szok. Byłem jeszcze uczniem, więc pięć dni w tygodniu spędzałem w szkole i w międzyczasie musiałem rywalizować na torze. Takie przejście z nauki do walki na torze przez kilka dni w tygodniu było ciężkie dla mnie i mojego dziadka. Mój dziadek musiał pracować na pełen etat. Było to olbrzymie wyzwanie dla nas obu i w pewnym momencie te wszystkie problemy przeważyły. Czułem, że jeszcze nie jestem na tym poziomie i mógłbym na tym więcej stracić niż zyskać, gdybym chciał to ciągnąć. Uznałem, że trzeba zrobić krok w tył, aby w przyszłości zrobić dwa naprzód. Zrobiłem sobie około miesiąca przerwy i wróciłem. Powiedziałem wtedy dziadkowi, że chcę być żużlowcem. Wcześniej mu tego nie mówiłem. Wtedy zrozumieliśmy, że naprawdę chcę to robić. Rozmawiałem z wieloma zawodnikami, menadżerami, trenerami, trenerami mentalnymi, co należy robić i korzystałem z ich rad. Udało się przezwyciężyć te problemy.

– Powróciłeś do składu Kent Kings niedługo przed fazą play-off. W najważniejszych meczach sezonu udało ci się dołożyć wiele cennych punktów do dorobku twojego zespołu…
– Dołączyłem do ekipy Kent Kings w czasie play-offów i jechało mi się praktycznie najlepiej od dwóch sezonów, a niewiele wcześniej chciałem zrezygnować… To właśnie miałem na myśli, kiedy wspominałem o uświadamianiu sobie pewnych rzeczy. Chciałem pokazać, że nie odpuszczam i chcę być żużlowcem. Zrozumiałem również, co muszę zrobić, aby to osiągnąć. Chciałem zakończyć ten sezon na fali wznoszącej i dobrze wejść w sezon 2020, który jak wiemy, ostatecznie nie doszedł do skutku. Moje ostatnie starty to półfinały z Belle Vue i finały z Leicester. Te cztery mecze poszły mi naprawdę dobrze. Świetnie się czułem na motocyklu i notowałem dobre wyjścia spod taśmy. Byłem w stanie walczyć jak równy z równym z zawodnikami, którzy startowali już w wyższych klasach rozgrywkowych. Mogę być dumny z tych ostatnich meczów i udało mi się zakończyć sezon bardzo pozytywnie. Dzięki temu mogłem wejść w kolejny sezon z dużą wiarą w moje umiejętności. Rozgrywki niestety nie doszły do skutku, ale mogłem ułożyć sobie wszystko w głowie i dojrzeć. Powtórzę raz jeszcze – chcę być żużlowcem i w tym roku dam z siebie wszystko, aby zrealizować ten cel.

– Wspomniałeś o problemach związanych z łączeniem nauki z jazdą na żużlu. W wielu wywiadach, również w tym naszym przywoływałeś już osobę dziadka, który dbał abyś kontynuował naukę. Z powodu obowiązków szkolnych musiałeś w przeszłości rezygnować z udziału w niektórych meczach ligowych…
– Było ciężko, ale od początków mojej kariery towarzyszył mi mój dziadek. On zawsze mi pomagał, ale i powtarzał – Musisz zdobyć wykształcenie. Kiedy byłem młodszy, to zawsze pytałem go – Dlaczego dziadku? Przecież chcę być żużlowcem! Jego odpowiedź była prosta – Speedway nie trwa wiecznie. Zrozumiałem to, kiedy miałem 16 lat i leżałem na łóżku szpitalnym ze złamanym kręgosłupem. Zastanawiałem się, co zrobię dalej, jeżeli nie będę mógł już się ścigać. Wtedy on odwrócił się do mnie i stwierdził – Właśnie o tym mówiłem. Musisz zdobyć wykształcenie. Dotarło do mnie, że wszystko może się zdarzyć. W każdej chwili mogę doznać kontuzji przez którą nie będę mógł chodzić, albo wsiadać na motocykl. Co miałbym robić, gdybym nie posiadał wykształcenia i nagle nie mógłbym już startować na żużlu? Musiałem to zrobić i mam dzięki temu niezbędne doświadczenie. Jako żużlowiec musisz startować jak najczęściej i mam poczucie, że jestem nieco do tyłu względem moich rówieśników z żużlowych torów, zwłaszcza przez ostatnie dwa lata, ale nie mają oni takiego wykształcenia. Być może będą mieć szczęście i znajdą się w światowej czołówce, co umożliwi im utrzymanie się z tego sportu i brak konieczności poszukiwania pracy po zakończeniu kariery, ale co jeśli nie? Jeżeli nie będą mieć doświadczenia i niezbędnych umiejętności, to będzie im o wiele ciężej. Kiedy ja zakończę karierę, to wiem że mogę znaleźć pracę i co potrafię. O ile wyhamowałem moją karierę przez ostatnich kilka, kilkanaście miesięcy, to długofalowo mogę na tym zyskać. Kiedy będę miał 40, 45 lat, to czeka mnie jeszcze kilkanaście lat pracy do emerytury. Te poświęcone dwa lata mogą mi się zwrócić w postaci spokojnych dziesięciu, piętnastu lat w przyszłości. Wielu tego nie rozumie, ale…ja tak. W tym sporcie wszystko się może zdarzyć, ale będąc gotowym na różne scenariusze – mogę odnieść sukces.

– Kolejnym tematem, który pragnę poruszyć jest twój udział w No Limits Speedway Programme (obecnie GB Academy). Nie będę cię prosić, abyś po raz kolejny opowiadał o przebiegu zajęć, czy nad czym pracowałeś, gdyż ciekawi mnie co innego. Jednym z nauczycieli w tym programie jest Jason Crump. W nadchodzącym sezonie on również wystąpi w rozgrywkach SGB Championship, tyle że w barwach Plymouth Gladiators. Jak zapatrujesz się na rywalizację z Jasonem Crumpem? Jakim był nauczycielem?
– To świetny program, więc mogę tylko podziękować ekipie z Rentruck, ATPI i oczywiście Rory’emu Schleinowi, Jasonowi Crumpowi i wszystkim mentorom. Byli fantastyczni. Odpowiadając na twoje pytanie, to będzie wyjątkowe przeżycie, gdyż jest on jednym z najlepszych zawodników na świecie. Możliwość wspólnego startu jest dla mnie zaszczytem. On wie mnóstwo o żużlu i mam nadzieję, że jeszcze razem potrenujemy, choć pewnie nie będzie chciał mi już podpowiadać zbyt wiele (śmiech). Jason bardzo mi pomaga. Na przykład w zeszłym roku, kiedy doznałem urazu stopy i bardzo się męczyłem, to właśnie on powiedział mi, abym jechał do domu i skupił się na powrocie do zdrowia. Stwierdził, że nie ma sensu startować, jeżeli nie czuję się gotowy na sto procent. Ostrzegł mnie, że jeżeli tego nie zrobię, to mogę popaść w złe nawyki. Uświadomił mnie, że trwa pandemia, więc nic się stanie, jeżeli odpuszczę. Kazał mi wracać do domu i wyleczyć się. Zapewnił mnie, że poczeka i wtedy pokażę mu, na co mnie stać. Pamiętam ten moment jak dziś, to był pierwszy trening w King’s Lynn. Jason to świetny gość i jest wspaniałym mentorem.

– Startujesz na żużlu już od pewnego czasu, dlatego zapytam cię o twój największy sukces na tę chwilę. Będą to trzy triumfy w National Trophy, czy też dobry występ w ostatnich Indywidualnych Mistrzostwach Wielkiej Brytanii do lat 19, kiedy to zająłeś siódme miejsce?
– Owszem było już trochę sukcesów, ale jestem jeszcze młodym zawodnikiem. Szczerze mówiąc, jestem najbardziej dumny z mojego występu w barwach Poole Pirates. W 2018 roku pojechałem dla nich, tuż przed moją kontuzją, w meczu z okazji 70-lecia klubu przeciwko Yarmouth Bloaters. Ja, 16-letni zawodnik, rywalizowałem z takimi słynnymi zawodnikami jak Brady Kurtz, Josh Grajczonek, czy Kacper Woryna. W jednym z biegów przywiozłem za plecami Troya Batchelora i to wydarzenie wyjątkowo zapisało się w mojej pamięci. Często przypominam sobie tę chwilę i udowadniam sobie, że mogę się ścigać i mogę być szybki. To był największy sukces indywidualny, z kolei drużynowo to muszą być trzy kolejne triumfy w National Trophy. Byłem kapitanem w Mildenhall, kiedy zdobywaliśmy drugi tytuł. Smakowało to wyjątkowo, ale czekam teraz na triumf w rozgrywkach ligowych (uśmiech).

– Zaraz zaraz… byłeś kapitanem Mildenhall Fen Tigers w sezonie 2018? Przez większość sezonu miałeś wtedy 16 lat!
– Byłem najmłodszym kapitanem w historii National League. To było na pewno nietypowe, ale jeżeli zapytałbyś kogokolwiek, kto mnie zna, to wszyscy powiedzą, że jestem dojrzałym gościem. Uwielbiam pomagać innym, więc jeżeli którykolwiek z moich kolegów męczy się w parku maszyn, to natychmiast podchodzę i staram się mu doradzić. Jeżeli czegoś potrzebują, to służę pomocą, a kiedy ktoś upada, to jako pierwszy wybiegam z parku maszyn. Kiedy pełniłem rolę kapitana, to w barwach Mildenhall startowali świetni zawodnicy, jak choćby świętej pamięci Danny Ayres. Miał wyjątkowy charakter i uwielbiałem spędzać z nim czas. Nie czułem dodatkowej presji w związku z tą rolą. Skupiam się na jeździe na motocyklu i zdobywaniu punktów.

– Jaka jest twoja opinia na temat programu Rising Stars, który wymusza na wszystkich klubach startujących w SGB Premiership i SGB Championship wystawienie przynajmniej jednego młodego zawodnika z Wielkiej Brytanii? Coraz głośniej się mówi, że w 2022 roku będzie to już dwóch młodych Brytyjczyków w każdym klubie…
– Gdybym mógł zmienić jedną rzecz w tym przepisie, to właśnie zwiększenie tej liczby do dwóch zawodników w każdym klubie. W najwyższej klasie rozgrywkowej pojawiłoby się wtedy dwanaście młodych talentów. Ten przepis pomoże naszemu sportowi i pozwoli młodym zawodnikom pokazać się. Obawiam się tylko, że niektórzy zawodnicy mogą za wcześnie rzucić się na głęboką wodę i bez doświadczenia…ciężko to wyjaśnić. Chciałbym, aby ci młodzi zawodnicy byli odpowiednio przygotowani do takiej rywalizacji.

– Hipotetycznie, gdyby kilkanaście dni temu jakiś klub z SGB Premiership zadzwoniłby do ciebie z ofertą, to byś ją przyjął?
– Jeżeli teraz otrzymałbym propozycję startów jako Rising Star w rozgrywkach Premiership, to najpewniej odmówiłbym. Chcę mieć pewność, że jestem odpowiednio przygotowany i na razie skupić się na wygrywaniu wyścigów w Championship. Może po dwóch, trzech miesiącach, kiedy otrzymałbym ofertę z Premiership byłbym już bardziej skory ją przyjąć. Musiałbym jednak czuć się gotowy i wygrywać wyścigi niżej. Nie sądzę, abym wiele zyskał przegrywając tydzień w tydzień z takimi mocnymi zawodnikami jak choćby Jason Crump, Lewis Kerr, czy Craig Cook. Jeżeli będę jednak czuć się gotów, notować dobre wyniki i menadżerowie z najwyższej klasy rozgrywkowej uznają, że warto na mnie postawić, to z radością spróbuję. Ten program oceniam bardzo dobrze, pomoże młodzieży i jest integralną częścią pięcioletniego planu dla brytyjskiego żużla. Młodzież z Wielkiej Brytanii może się pokazać. Jeździsz z najlepszymi i możesz wiele na tym zyskać.

– Zadam teraz to trudne pytanie znane z rozmów kwalifikacyjnych – gdzie widzisz siebie za pięć, dziesięć lat?
– To rzeczywiście trudne pytanie…Za pięć lat chciałbym stale rywalizować w najlepszych europejskich ligach i żyć jak ci najlepsi żużlowcy. Pytasz mnie o pięć, dziesięć lat w przód, a ja chciałbym startować w europejskich ligach już za dwa lata. To mój plan. W tym roku będę świętować dwudzieste urodziny i kiedy będę kończyć wiek juniora, to chciałbym już jeździć w Europie. Sporo zainwestowałem w sprzęt. Mam cztery motocykle i pięć silników. Wszystko jest praktycznie gotowe, potrzebuję jeszcze tylko vana do zwiedzania świata. Chciałbym, aby za pięć lat jakiś dzieciak ekscytował się faktem, że Jordan Jenkins podpisał kontrakt z King’s Lynn Stars. Byłem młodym chłopakiem, kiedy do King’s Lynn przyjeżdżali tacy zawodnicy jak Tai Woffinden, czy Darcy Ward i chciałbym, aby moje nazwisko budziło kiedyś u kibiców podobne emocje. Mieszkam w części Wielkiej Brytanii, w której żużel nie jest zbyt popularny. Niewielu kojarzy ten sport, tylko ci starsi. Chciałbym, nie tylko zaistnieć w Europie, ale i zwiększyć popularność speedwaya w moim regionie. Pragnę, aby ludzie mogli się ekscytować świetnymi występami w lidze polskiej, szwedzkiej czy duńskiej w wykonaniu chłopaka, który wywodzi się z Norwich. Speedway potrzebuje tu więcej fanów, nagłośnienia, bo na razie jest o nim coraz ciszej i ciszej. Chciałbym startować w Polsce, to największa żużlowa scena na świecie. Za dziesięć lat widzę siebie w Polsce, w wielkim i pięknym warsztacie. Mam też pięknego vana…Mam nadzieję, że będę już obecny w cyklu Grand Prix, bo to marzenie każdego chłopaka. Zobaczymy, co się wydarzy i pozostaje trzymać kciuki.

– Wiele klubów w Polsce kontraktuje coraz młodszych Brytyjczyków w poszukiwaniu kolejnego Taia Woffindena, czy Roberta Lamberta. Czy w czasie swojej kariery nie dostawałeś żadnych sygnałów o zainteresowaniu z naszego kraju?
– Niestety nie. Szczerze mówiąc, to się nawet im nie dziwię, patrząc na moje wyniki w 2019 roku. Nie spisywałem się zbyt dobrze, więc nie spodziewałem się telefonów. Mam nadzieję, że jeżeli zadasz mi to pytanie ponownie za około osiem miesięcy, to z radością powiem ci, że prowadzę rozmowy z polskimi klubami. Jestem przekonany, że to będzie dobry rok w moim wykonaniu. Wszystko jest gotowe, więc jeżeli dostanę ofertę, to z radością bym ją rozważył. Pragnę podpisać kontrakt w Polsce i postawić kolejny krok w mojej karierze. Często rozmawiam z Linusem Sundströmem i byłem blisko podpisania kontraktu w Szwecji, ale niestety nie udało się. Gdybym otrzymał szansę przyjazdu do Polski, to z radością bym skorzystał. Na razie nie dostawałem sygnałów, więc muszę udowodnić wszystkim, że warto się ze mną skontaktować.

– Na koniec naszej rozmowy chciałbym nieco odejść od żużla. Na twoim profilu na Facebooku zauważyłem wpis o tym, że otrzymałeś już pierwszą dawkę szczepionki przeciwko koronawirusowi. Na początek chcę cię jednak zapytać o twoją pracę w National Health Service (system służby zdrowia w Wielkiej Brytanii dop.red.). Czym się zajmowałeś?
– Od kiedy rozpoczęła się pandemia pracowałem w wielu zawodach. Najpierw pracowałem w sieci Tesco, a w okresie świątecznym pracowałem dla Royal Mail, gdzie zajmowałem się dystrybucją paczek. Było wtedy dużo pracy. Po świętach pracowałem w szpitalu psychiatrycznym i wtedy liczba zakażeń zaczęła szybować w górę. To były ciężkie czasy, gdyż wiele chorych osób nie rozumiało zagrożenia związanego z koronawirusem, jak choćby konieczności zachowania dystansu. Pracowałem tam przez cztery-pięć tygodni. Potem zacząłem pracować jako członek ekipy testującej obywateli na obecność koronawirusa. Przemierzałem kraj z dziewięcioma innymi osobami. Mieliśmy van, wokół którego montowaliśmy namioty i testowaliśmy. Świadomość, że jestem tak blisko tego groźnego wirusa była straszna. Nie widzisz go, ale kiedy przyjeżdża osoba chora i wykazuje symptomy, to twoim obowiązkiem jest udzielenie mu pomocy i przetestowanie go. To groźna praca, ale ktoś musi ją wykonać. Jeżeli chcemy się pozbyć się koronawirusa, to każdy musi zrobić swoje.

– Za tobą już pierwsza dawka szczepionki. Jakie to uczucie?
– Tak, pierwszą dawkę otrzymałem w drugiej połowie stycznia. Drugą dawkę mam otrzymać 7 kwietnia i jestem zachwycony, że mogę skorzystać z tej możliwości. Jestem bardzo młody, ale otrzymałem taką okazją ze względu na moją pracę na „pierwszej linii frontu”. Robię co mogę. Wiele osób mówi o nas, że jesteśmy bohaterami, ale ja jestem po prostu chłopakiem, który chce zarobić trochę pieniędzy. Jeżeli przy okazji mogę zrobić coś dobrego, to świetnie. Wspomniałem już wcześniej, że lubię pomagać, więc cieszę się, że mogę to robić i tu. Nie obnoszę się z tym, co robię. Zarabiam pieniądze, które inwestuję w sprzęt, ale i oszczędzam. Lubię tę pracę, otaczają mnie fajni ludzie i pomagam innym – dobra praca.

– W takim razie mam nadzieję, że za kilka miesięcy porozmawiamy znowu – tym razem o twoim kontrakcie w Polsce.
– (śmiech) Też mam taką nadzieję. Bardzo dziękuję i do usłyszenia.

POLECANE

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments
Przemo
Przemo
3 lat temu

Bedziemy obserwowali

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.