W serii „Kobiety speedwaya” przybliżamy sylwetki przedstawicielek płci pięknej, które związane były z „czarnym sportem” w roli zawodniczek. Rozmawiamy z tymi, które jeździły kiedyś, ale i tymi, które dziś tworzą historię żużla.

Po Fince, Australijce i Niemce przyszedł czas na pierwszą z Polek. Czwartą bohaterką naszego cyklu będzie Roksana Brzeska, która na co dzień żyje w Wielkiej Brytanii, a swoją przygodę ze speedwayem rozwija w najstarszym klubie w KentCrayford Kestrels.

Konrad Cinkowski (Twój Portal Żużlowy): Zacznijmy naszą rozmowę od tego, abyś opowiedziała czytelnikom naszego serwisu coś o sobie.
Roksana Brzeska: Mam 19 lat, we wrześniu będzie 20. Urodziłam się w Tczewie, a do Anglii przeprowadziliśmy się z rodzicami, jak miałam trzy-cztery latka. Pamiętam, że bardzo trudno było mi załapać język, a mama codziennie „walczyła ze mną”, bo nie chciałam chodzić do szkoły. W pewnym momencie ten język angielski po prostu „wskoczył do głowy”, bo dzieci z reguły tak mają, że umieją załapać. Mama zawsze przekonywała, że muszą być same szóstki, więc takim sposobem udało mi się skończyć gimnazjum i liceum z dobrymi ocenami. Jeśli chodzi o studia, to decyzja była łatwa. „Marketing i zarządzanie” zawsze mi dobrze szedł w szkole, a ekonomią się interesuję, więc jestem teraz na pierwszym roku studiów. Dodatkowo wybrałam studia w pobliżu domu, aby móc bez problemu przyjeżdżać w weekendy na treningi. Do Polski jeździmy w każdym okresie letnim, aby odwiedzić babcię, czy rodzinę. Babcia ma domek letniskowy, więc co roku jazda rowerem przez las jest obowiązkowa. Podoba mi się to, że jestem czątką dwóch krajów. Pomaga mi to zrozumieć inne kultury i daje inne spojrzenie na świat.

– Jak długo interesujesz się żużlem?
– Żużel tak naprawdę wpadł mi do głowy „nagle”. Nikt z mojej rodziny nie interesował się tym – ani żużlem, ani nawet motocyklami i nigdy nie słyszałam o speedwayu. Jakieś cztery lata temu zauważyłam sąsiada myjącego swoje motocykle żużlowe na podjeździe. Zainteresowało mnie to, ponieważ zawsze lubiłam sport i szybką jazdę, a połączenie tych dwóch rzeczy było dla mnie po prostu fantastyczne. Sąsiad – Paul Whichello, który ściga się w mojej drużynie zaproponował, że jeśli chcę, to pokaże mi tor. No i tak kilka razy pojechałam z nim na tor w Iwade, aby zobaczyć wyścigi. Nie był to gigantyczny stadion, ale atmosfera od razu mi się spodobała.

– I co Cię skłoniło do tego, aby spróbować swoich sił w tym sporcie?
– Pojawiające się zainteresowanie do motocykli żużlowych. Gdy wszyscy rozmawiali o częściach, silnikach i ustawieniach, to naprawdę mnie to zainteresowało. Chciałam dowiedzieć się więcej i zaangażować się w ten temat. Udało mi się nakłonić rodziców, aby pozwolili mi spróbować jazdy na mini torze.

– Gdzie stawiałaś pierwsze kroki?
– W Iwade, gdzie są dwa tory – jeden duży oraz jeden mały. Na małym można wypożyczyć motocykl oraz ubrania i jest się pod profesjonalną opieką dwójki członków klubu – Kenny’ego oraz Paula, którzy sami się kiedyś ścigali. Miało to być raz, ale tak mnie wciągnęła ta zabawa, że chyba trzy razy wypożyczałam motocykl – 50c i 125cc.

– Iwade nie było jednak jedyne.
– No tak, potem sąsiad jechał pojeździć na innym torze – w Lydd, ale tam nie było motocykli do wypożyczenia. Zaproponował mi, abym wskoczyła na jego pięćsetkę i powiedział: „Poruszaj się tak szybko, jak tylko chcesz”. No i tak jeżdżę na tym motocyklu do dziś (uśmiech).

– Jak na to zareagowała twoja rodzina i czy było ciężko przekonać rodziców?
– Rodzice nie cierpią, gdy rozmawiam o żużlu, bo dalej ich to przeraża. Ale nie protestują, ponieważ zauważyli pozytywy tego sportu w moim życiu.

Roksana Brzeska w akcji na torze (fot. archiwum zawodniczki)

– Jakie?
– Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły, to wszystkie lekcje i obowiązki musiały być skończone i zorganizowane, ponieważ żużel zajmował mój weekend. Moje stopnie w szkole też poważnie poszły w górę (śmiech).

– I od jak dawna już jeździsz w lewo?
– Jeżdżę już od mniej więcej czterech lat, ale na początku było to sporadycznie, co kilka tygodni. Dopiero w ostatnich dwóch latach zaczęłam trenować o wiele częściej. Na torze pojawiam się nie tylko jako zawodniczka, ale również jako mechanik, gdy tylko jest do tego okazja.

– Rozmawiałem jakiś czas temu z m.in. Rachel Hellowell oraz Francescą Wright, które ścigają się w Midland Southern Development League. Czy ty też bierzesz udział w jakichś rozgrywkach, pojedynczych zawodach, czy jeździsz czysto treningowo?
– Wzięłam udział w jednych zawodach – Dragons Amateur Racing w Iwade, to było jakieś dwa lata temu. Adrenalina była fantastyczna, ale „obowiązkowo” był też mały wypadek (śmiech). Poza tym nie było okazji. Miałam nadzieję, że w 2020 roku uda mi się wystartować o wiele więcej, ale koronawirus wywrócił nasz sezon…

– Czyli planujesz wskoczyć na nowy poziom i rozpocząć rywalizację z innymi?
– Planuję w bliskiej przyszłości, ale wszystko zależy od tego, kiedy będzie mnie stać na własny motocykl. Sąsiad robi mi wielką przysługę, że użycza mi przez tyle lat swojego sprzętu. W tej chwili wystarcza na treningi, ale przecież jazda w lewo, to jazda w lewo.

– Nie czujesz się mniej kobieco, uprawiając typowo męski sport?
– Tak naprawdę, to nie. Moje przekonanie jest takie, że trzeba w życiu robić to, co się kocha. I nie dumać nad tym za bardzo. Jak to mawiają – „Carpe diem”.

– Kobiety na żużlu nie mają łatwo. Czy Tobie zdarzyło się „zderzyć” z hejtem w związku ze swoją pasją?
– Szczerze mówiąc, to nigdy mi się nie zdarzyło. Atmosfera na naszych torach (głównie Iwade i Lydd) jest fantastyczna. Wszyscy sobie pomagamy, udzielamy rad i jest świetnie. Jesteśmy w sumie jak taka mała rodzina, także dokuczanie czy obelgi w związku z tym tematem nie uszłyby u nas na sucho. Przyjaciele też nigdy mi nie dokuczali, większość z nich, to pasjonaci motoryzacji, a więc dla nich jest to fantastyczne, że się ścigam.

– Wspomniana już przeze mnie Francesca Wright powiedziała mi, że nie zgadza się z ideą ligi dla kobiet, bo panie nie mają problemu, żeby ścigać się z mężczyznami. Jak ty widzisz przyszłość kobiecego speedwaya w Wielkiej Brytanii
– Jestem tego samego zdania. Myślę, że niepotrzebne są nam osobne wydarzenia. Gdy zakładasz kask, to jesteś takim samym zawodnikiem, jak inni. W tym sporcie nie o siłę chodzi. To bardziej „gra w głowie”, a więc fizyczne różnice pomiędzy mężczyznami a kobietami nie są tak bardzo istotne.

– Na co dzień jesteś związana z najstarszym klubem w Kent – Crayford Kestrels. Opowiedz nam coś na jego temat.
– Crayford jest jedną z najbardziej zgranych drużyn, które znam. W 2019 roku wygraliśmy rozgrywki SSL Championship. Mark Shipman, który prowadzi drużynę, ma wszystko dopięte na ostatni guzik i dlatego ta drużyna funkcjonuje tak fantastycznie. Podczas zawodów jestem mechanikiem dla Paula Whichello, ale znamy się tam wszyscy. Mnie poza Paulem pomagali również m.in. Will Little, Keith Cornell czy Chris Laidlaw. Ważną osobą jest również Martin Tappenden, który często pomaga Crayford podczas zawodów. Dla mnie bycie częścią tej drużyny jest bardzo ważne.

– Żużel nie jest twoją jedyną pasją, bo z tego co widziałem, to jeździsz też sporo na rowerze. Całe życie wokół dwóch kółek?
– (uśmiech) Tak, całe moje życie albo kręci się wokół tych dwóch kółek, albo obok nich, gdy leżę na ziemi (śmiech). Nikt z mojej rodziny nie spodziewał się, że tak mnie wciągnie jazda na rowerze. Nigdy nie chciałam się nauczyć jeździć. Pamiętam, jak dziadek mnie uczył jazdy na dwóch kółkach, gdy miałam już dziesięć lat. Ale szło mi bardzo słabo. Teraz gdy tylko mam szansę, to muszę pojeździć. Albo jeżdżę szybko na rowerze, albo robię nim jakieś sztuczki. Jestem taką osobą, która po prostu nie może usiedzieć w miejscu, więc nawet po całym dniu na uczelni albo w pracy znajdę czas na przejażdżkę.

Roksana nie rozstaje się z dwoma kółkami – jak nie motocykl, to rower (fot. archiwum zawodniczki)

źródło: inf. własna

POLECANE

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.