Ma 18 lat, a już przebił Maugera i Briggsa. Europa? Nie sądzi, aby był wystarczająco dobry
Sporą niespodzianką zakończył się rozgrywany w lutym tegoroczny finał Indywidualnych Mistrzostw Nowej Zelandii. Po złoty medal i tytuł mistrza kraju sięgnął ledwie 18-letni Ben Whalley, który stawia pierwsze kroki w „czarnym sporcie”.
Początki Bena Whalleya na żużlu były dosyć nietypowe. Jako ośmioletni chłopak został niejako zmuszony do uprawiania sportu przez swojego dziadka. Był to celowy plan seniora rodziny Whalley’ów, ponieważ umierał wtedy tato Bena i żużel miał być oderwaniem młodego chłopaka od tej traumatycznej dla niego sytuacji. – Zgadza się, zacząłem jeździć na żużlu wtedy kiedy zmarł mój ojciec. Było to dla mnie czymś, co pozwoli odwrócić uwagę od codzienności. Zaczynałem wśród juniorów w klasie 125cc, a od trzech lat jeżdżę już na „pięćsetce”. Na żużlu próbował swoich sił również mój brat, ale zaprzestał tego już jakiś czas temu. Cały czas byłem „podjarany” motocyklami, dorastałem wokół nich, więc żużel był sportem, który mi spasował – przyznaje Ben w rozmowie z serwisem twojportalzuzlowy.pl.
Whalley ma ledwie osiemnaście lat i jest u progu swojej kariery, a tymczasem już dołączył do panteonu wielkich tuzów takich jak m.in. Ivan Mauger czy Barry Briggs. W lutym na torze „Moore Park” dziewięciu zawodników rywalizowało o tytuł mistrza Nowej Zelandii. Rundę zasadniczą pewnie wygrał Bradley Wilson-Dean, który dorzucił trójkę w biegu półfinałowym. Nasz bohater wywalczył sześć punktów i na przedostatnim etapie musiał uznać wyższość właśnie zawodnika Zdunek Wybrzeża Gdańsk.
Finałowa batalia składała się z trzech biegów i tu ogromny pech Wilsona-Deana, który zaliczając dwa defekty, stracił szansę na złoto. Wykorzystał to Whalley, który zdobył dwie trójki, a w trzecim dołożył jeden punkt i to w pełni wystarczyło do złota. – Ostatni sezon był dla mnie najlepszym w karierze i zdecydowanie najbardziej przełomowym w klasie 500cc. Te mistrzostwa to dla mnie debiut w klasie „A” i na pewno było to ogromne wydarzenie. Celowałem w finał, w walkę o jakiś medal, ale na pewno nie spodziewałem się że zostanę mistrzem kraju! – dodaje nasz rozmówca.
Whalley zapisał się podwójnie w historii mistrzostw swojego kraju. Zwyciężając, został nie tylko kolejny mistrzem, ale również tym najmłodszym. Jako ciekawostkę można przypomnieć, że w Polsce miano najmłodszego czempiona od 1972 roku dzierży Zenon Plech, który po tytuł sięgnął jako 19-latek. – Zwycięstwo w wieku osiemnastu lat to niesamowite uczucie i naprawdę zajęło mi wiele czasu, zanim zdałem sobie sprawę z tego, czego dokonałem. Moja rodzina bardzo mnie wspierała – przez całą karierę i bardzo pomogła mi w tym, aby dotrzeć tu, gdzie jestem obecnie.
Dobre wyniki naszego rozmówcy sprawiają, że w Nowej Zelandii wierzą, iż wkrótce będzie on ich etatowym jeźdźcem na arenach międzynarodowych i co za tym idzie, Bradley Wilson-Dean w końcu będzie miał kompana do podbijania światowych rozgrywek. Z dużymi nadziejami w parze idzie również presja, której Whalley zdaje się nie odczuwać. – Nie czuję na sobie wielkiej presji, ponieważ jestem młody i po prostu wiem podczas zawodów, że nie mam nic do stracenia. Po prostu wyjeżdżam na tor i daję z siebie wszystko, cieszę się jazdą i co najważniejsze – wracam z toru z uśmiechem na ustach. Nie postrzegam siebie jako drugiego Maugera czy Briggsa. Oni są legendami tego sportu na świecie, a ja na razie robię swoje w kraju.
Wspomniany Wilson-Dean swoje zagraniczne wojaże rozpoczął w 2016 roku, jako 22-letni żużlowiec, kiedy to znalazł angaż na Wyspach Brytyjskich. Na Whalleya na europejskich torach jeszcze trochę poczekamy. – Nie miałem jeszcze żadnych ofert, ani żadnych zapytań ze strony zagranicznych klubów. Nie sądzę, abym był już wystarczająco dobry na europejskie rozgrywki, bo przede mną jeszcze dużo ciężkiej pracy. Poza tym odbywam obecnie praktyki jako mechanik ciężarówek i nie będę przyglądał się żadnym zagranicznym występom, dopóki tego nie ukończę.
Ben, jak każdy młody chłopak ma zawodnika, który stanowi dla niego wzór do naśladowania. – Moim idolem byłby zapewne Darcy Ward. Uwielbiałem patrzeć, jak pokonuje wszystkich rywali, jakim stylem ich wyprzedza i zarazem, jaka towarzyszy mu ogromna determinacja. Nigdy się nie poddawał.
A jak wygląda kwestia speedwaya w Nowej Zelandii? – Na domowych torach wszyscy są bardzo przyjaźni i pomagają sobie wzajemnie, udzielają wskazówek. Jednak nasz żużel ma obecnie bardzo duże problemy, mamy strasznie małą liczbę zawodników i jest to bardzo smutne, a także utrudnia rozwój. Z większą liczbą młodych jeźdźców, byłby to znów wspaniały sport.