Nazwisko Tkocz daje mu dużą motywację (wywiad)
Kacper Tkocz jest jednym z trzech zawodników, którzy 27 maja w Bydgoszczy przebrnęli pozytywnie przez egzamin na licencję żużlową w klasie 500cc. Dziś, po niespełna miesiącu od tego wydarzenia rybniczanin może pochwalić się debiutem w eWinner 1. Lidze Żużlowej.
Najmłodszy stażem junior ROW-u Rybnik urodził się 29 stycznia 2005 roku. Niespełna szesnaście lat później spełnił pierwsze swoje marzenie – 27 maja 2021 roku w Bydgoszczy uzyskał certyfikat żużlowy. Nikt wówczas nie przypuszczał, że ledwie trzy tygodnie później Kacper Tkocz, bez jakiegokolwiek występu na swoim koncie wystartuje w meczu eWinner 1. Ligi Żużlowej. Wstydu nie przyniósł, ale sam siebie ocenia bardzo krytycznie.
Konrad Cinkowski (twojportalzuzlowy.pl): Zacznijmy tradycyjnym pytaniem, czyli skąd u Ciebie miłość do żużla?
Kacper Tkocz (ROW Rybnik): Zaczęło się tak, że gdy miałem pięć lat, to tata zabrał mnie na mini żużel do Rybnika. Spodobało mi się to i zaczęliśmy jeździć na żużel, a z tyłu głowy była myśl, że fajnie byłoby kiedyś pojeździć. W zimie 2019 roku pojawił się pomysł, aby spróbować, ale nie byłem pewien czy się nadam. W kwietniu pojechaliśmy na trening juniorów, byli m.in. panowie Krzysztof Mrozek i Piotr Żyto. Zapytałem się taty, czy idziemy się zapytać o możliwość treningów. Zgodził się, no i w sumie tak to się zaczęło.
– W mediach społecznościowych masz wiele zdjęć z motocrossu. Jeździłeś bardziej dla „funu”, czy traktowałeś to bardziej poważnie i możesz się pochwalić jakimiś sukcesami?
– Tak naprawdę, to od motocrossu się wszystko zaczęło. Jak miałem sześć lat, to miałem małego quada i uczyłem się na nim jeździć. Później w wieku dwunastu lat miałem już motocykl, taki „chiński” cross, a później już poważniejszy sprzęt do motocrossu. Jeździłem bardziej dla „funu”, chciałem startować, ale nigdy nie było jakoś okazji.
– Nie pytam przypadkowo o ten motocross, ponieważ nie jeździłeś wcześniej, ani na mini żużlu, ani w klasie 250cc, co czyniło wielu twoich kolegów. Skąd zatem chęć spróbowania swoich sił na żużlu?
– Chęć spróbowania czegoś nowego, innego. Zaczęło się w kwietniu 2019 roku, więc to dla mnie trzeci sezon.
– Jak zareagowała twoja rodzina, gdy powiedziałeś, że chcesz jeździć w lewo na motocyklach, które nie posiadają hamulców?
– Tata był na to pozytywnie nastawiony, z kolei mama musiała nad tym długo myśleć, ale udało mi się ją przekonać, abym mógł kręcić kółka w lewo (śmiech).
– Licencję żużlową uzyskałeś dopiero w maju tego roku, choć przystępowałeś do egzaminu już w roku ubiegłym. W Toruniu na przeszkodzie stanął jednak upadek. Opowiedz coś o tym.
– Do licencji podchodziłem 31 lipca w Toruniu, m.in. z Pawłem Trześniewskim. Niestety na treningu miałem upadek, dokładnie na wyjściu z drugiego łuku, w tym samym miejscu, co dzień wcześniej David Bellego. Pozbierałem się z toru, ale z jazdy pamiętam tylko tyle, że zrobiłem start i… żółto-czarny krawężnik w parku maszyn, gdy się ocknąłem. Z tatą się ciągle śmiejemy, że pierwszym moim pytaniem było, dlaczego mam dwa motocykle.
– Jakie były konsekwencje tego upadku?
– Później zacząłem się gorzej czuć i okazało się, że doznałem wstrząsu mózgu, obrzęku mózgu i kilku otarć. Leżałem w szpitalu przez pięć dni i czekałem, kiedy znów wsiądę na motocykl.
– Nie było już tematu, aby jeszcze pod koniec ubiegłego sezonu postarać się o certyfikat?
– Bardzo chciałem, ale nie wiem w sumie, dlaczego nie pojechałem już na żadną licencję, ale też czy jeszcze jakieś były, bo na motocykl wróciłem dopiero we wrześniu.
– To, co nie udało się w ubiegłym roku udało się zrobić w tym. Spodziewałeś się wtedy, że zaledwie trzy tygodnie później zadebiutujesz w meczu ligowym?
– Ani trochę o tym nie myślałem, że pojadę w lidze, ale marzenie się spełniło. Nigdy też w żadnych zawodach nie jechałem, więc było to dla mnie nowe przeżycie.
– Rzadko zdarza się, aby zawodnik bez jakiegokolwiek występu na koncie od razu stawał pod taśmą w meczu ligowym. Przybliż nam proszę kulisy powołania przez Marka Cieślaka na mecz z Unią Tarnów.
– Miałem przyjechać na trening pierwszej drużyny i pan trener powiedział, że pojadę. Jednakże motor na tym treningu odmawiał mi trochę posłuszeństwa, jednakże występ zaliczyłem przez to, że Przemek Giera ma kontuzję i ktoś musiał go zastąpić.
– Gdy trener ogłosił, że pojedziesz z Unią, to były jakieś specjalne przygotowania do tego występu, dodatkowe treningi?
– Nie, nie było wielkich przygotowań. Normalne treningi.
– Przy twoim nazwisku nie zapisaliśmy żadnego punktu – był defekt, było zero i zero po wcześniejszym upadku. Na Instagramie pisałeś, że twoja jazda była na poziomie słabym. Ale chyba, aż tak źle nie było? Może bez punktów i z upadkiem, ale trzymałeś gaz i w jednym z wyścigów nie odstawałeś wcale aż tak od rywali.
– Nie, ja nie jestem zadowolony. Moja pozycja na motocyklu pozostawiała wiele do życzenia… stałem na haku cały łuk, przez co wynosiło mnie na odsypane. Gdybym jechał tak, jak na treningu, to powalczyłbym o jakieś punkty.
– A z trenerem Markiem Cieślakiem przeanalizowaliście już ten mecz? Co trener uważa o twoim występie?
– Nie, jeszcze nie rozmawialiśmy, ale chciałbym wkrótce dostać od niego cenne rady.
– Teraz przed Wami dwa turnieje inaugurujące ćwierćfinały DMPJ. W niedzielę ROW uda się na kolejny mecz, tym razem do Tarnowa. Z Tobą w składzie młodzieżowym, czy wraca już Przemysław Giera, a tobie pozostaje spokojne rozjeżdżanie się w młodzieżówkach?
– Nie wiem, jak będzie. Na razie chcę się objeździć, bo myślę, że już wróci Przemek.
– Nosisz bardzo żużlowe, tym bardziej w Rybniku nazwisko, bowiem lata temu ścigali się bracia Tkoczowie. Nie bezpośrednio, ale w jakimś stopniu jesteś z tą rodziną żużlową powiązany. Opowiedz proszę o rodzinnych koligacjach.
– Stanisław, to był kuzyn mojego dziadka. Niestety, nigdy go nie spotkałem, może, kiedy byłem bardzo mały, ale tego nie pamiętam.
– Stanisław Tkocz to jedna z legend rybnickiego, ale i polskiego speedwaya – multimedalista mistrzostw Polski i świata. Jazda z tak mocnym dla żużla nazwiskiem jest dodatkową motywacją czy jednak pojawia się presja?
– Nazwisko Tkocz daje mi naprawdę dużą motywację, by pokazać na co mnie stać.
– Dziękuję za rozmowę. Czy chciałbyś coś dodać od siebie na koniec?
– Również dziękuję i chciałbym pozdrowić, a także podziękować rodzicom, przyjaciołom i każdemu, kto mi kibicuje odkąd zacząłem przygodę z żużlem.
źródło: inf. własna