Niespodziewany kandydat na trenera reprezentacji Polski
Stanisław Chomski, to nazwisko odmienia się w kontekście Żużlowej Reprezentacji Polski przez wszystkie przypadki. Jednak Ireneusz Igielski, przewodniczący GKSŻ jeszcze nie zadzwonił do Chomskiego, a na horyzoncie pojawił się inny zaskakujący kandydat. Zgłosił się sam i jest popierany przez osoby uznawane w żużlowym środowisku za autorytety.
Stanisław Chomski, który w opinii ekspertów jest kandydatem numer 1 do przejęcia kadry, wciąż czeka na telefon. Trudno powiedzieć, z czego to wynika? W związku powtarzają, że potrzebują jeszcze kilku dni do spokojnego namysłu. W międzyczasie wpłynęła oferta od innego szkoleniowca, który zgłosił chęć prowadzenia Żużlowej Reprezentacji Polski.
Chodzi o Tomasza Bajerskiego, który kilka dni temu przestał być trenerem Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Widać on sam czuł, że do tego dojdzie, bo swoją kandydaturę na selekcjonera zgłosił na kilka tygodni przed rozstaniem z Polonią.
Bajerski jest popierany przez osoby, które w środowisku żużlowym są uznawane za autorytety. Od jednej z nich (prosi o zachowanie anonimowości) słyszymy, że Bajerski jest młody, ambitny i ma poważanie wśród zawodników. Kiedy wspominamy konflikt z Szymonem Woźniakiem w Polonii, to słyszymy, że akurat ten żużlowiec jest wyjątkowo trudny w prowadzeniu, że nawet Chomski połamał sobie na nim zęby.
Mocny głos poparcia dla Bajerskiego miał dotrzeć do ludzi, którzy w PZM będą odpowiedzialni za wybór następcy Rafała Dobruckiego. Entuzjazmu jednak na razie nie ma. I nawet nie chodzi o to, że Bajerskiemu w dwóch poprzednich sezonach nie udało się awansować z Polonią do PGE Ekstraligi. Głównie jednak zawiedli żużlowcy, w tym wspomniany Woźniak.
Opory w związku budzi barwna przeszłość Bajerskiego. Bo co z tego, że zawodnicy go cenią (po rozstaniu z Polonią dostał od trzech żużlowców ofertę współpracy w charakterze mentora), bo co z tego, że ma sukcesy (awanse z PSŻ Poznań i Apatorem Toruń), skoro w jego CV są też inne historie. Część z nich jest dla PZM problemem.
Bajerski to było „złote dziecko” polskiego żużla. Po sezonie 1996 stał się bohaterem najdroższego w historii transferu. Stal Gorzów wykupiła go z Apatora Toruń za rekordowe 600 tysięcy złotych. W tamtych czasach była to suma wręcz niebotyczna. Jego kariera szybko jednak zaczęła zwalniać. Na początku XX wieku wszedł w spór sądowy z Tomaszem Gollobem, który uderzył go pięścią po tym, jak przewrócił na torze jego brata Jacka.
W 2010 roku były żużlowiec usłyszał dwuletni wyrok skazujący za próbę wyłudzenia kredytu bankowego na podstawie fałszywych dokumentów. Bajerski zniknął, a wysłany został za nim nawet list gończy. Ostatecznie do więzienia o charakterze półotwartym trafił dwa lata później, gdzie swój wyrok odsiedział. Na warunki nie narzekał, a w międzyczasie mógł przemyśleć swoje dalsze życie. Po wyjściu zza krat wrócił do żużla w nowej roli. Najpierw pojawił się w telewizji jako ekspert, a chwilę później spróbował swoich sił w roli trenera.
Źródło: sport.interia.pl
Udostępnij w social mediach:







