Spartan Przemyśl pisze wspaniałą historię, która powinna częściowo być przykładem i wzorem dla wielu działaczy. Niestety dla włodarzy klubu z Podkarpacia, nie mają łatwej drogi i ciągle są im rzucane kłody pod nogi. Nie ma też zbyt dużej woli współpracy ze strony tamtejszego magistratu…

Konrad Cinkowski (twojportalzuzlowy.pl): Co słychać w Spartanie Przemyśl?
Maciej Gilowski (prezes klubu KS Spartan Przemyśl): W zasadzie, to poza warkotem silników, to niewiele w tym roku słychać…

– Ten sezon był trzecim rokiem istnienia klubu, tymczasem wasze chłodne stosunki z miastem w żaden sposób się nie ociepliły, a dochodzą mnie słuchy, że wręcz przeciwnie – jest coraz gorzej. W czym tkwi problem dogadania się z miastem?
– Szczerze? Brak mi słów nawet… Wszyscy wiemy, że mieliśmy robić w tym roku mistrzowskie imprezy i po cichu liczyliśmy, że pan prezydent, który tuż po wyborach mówił o jakichś astronomicznych kwotach na naszą sekcję, pomoże nam w minimalnym stopniu. Niestety, zwyczajnie nas olał. Dotację celową otrzymał m.in. klub z Rzeszowa, który organizował w Przemyślu turniej koszykarski i była to kwota bodajże pięciu tysięcy. Dziesięć tysięcy dostała jakaś sekcja na dwudniowe kajaki. Dla nas przypadło okrągłe zero. W tym mieście nie jest nic potrzebne. Lepiej siedzieć i krytykować, tym bardziej tych, którym idzie coraz lepiej i cieszyć się, gdy tylko noga im się powinie.

My powoli rozwijaliśmy się z roku na rok. Ale nie oszukujmy się, na pewno nie dzięki dotacji, która wynosiła sześć, a w tym roku, aż siedem tysięcy złotych. To, że straciliśmy sponsora tytularnego, to też ktoś miał swój udział w tym z władz lokalnych. Część osób wie, że długo zastanawiałem się, czy nie wziąć w tym sezonie zapomogi. Doszedłem jednak do wniosku, że jeśli mamy robić zawody, to każdy grosz będzie nas przybliżał do tego celu…

– Problem leży w jednej osobie czy macie większe grono przeciwników w Przemyślu?
– Ludzi z otoczenia pana prezydenta. W ubiegłym roku po jednym z wywiadów, były przewodniczący Rady Sportu, pan Kowalski się oburzył się i napisał, że musimy wspólnie grać do jednej bramki i żebym pisał m.in. do spółek miejskich. Rezultat? Chyba nikogo nie zaskoczę. Pieniądze się znajdują, ale nie na stowarzyszenia, a np. na POSiR.

– Na waszym fan page’u piszecie, że miasto rzuca wam kłody pod nogi. Możesz przytoczyć jakieś przykłady?
– Daleko szukać, choćby przykład, który omówiłem przed chwilą, że mamy pisać do dyrektorów różnych spółek. My się umawiamy na spotkanie z nimi, a oni nam mówią, że osobą decyzyjną jest prezydent. Piszemy pismo do niego, a on odsyła do dyrektorów. To nawet nie jest śmieszne.

Drugi przykład, to na przykład to, że dogadujemy się z dyrektorem POSiR-u na jakieś warunki za zajęcia dla naszych adeptów na ich obiektach. W ramach tego wychodzi od nas inicjatywa, że umieścimy na naszych ubraniach logotypy POSiR-, po czym te kwoty zostają zmienione na naszą niekorzyść, ale odzież była już gotowa. To naprawdę zniechęca.

– Zdaję sobie sprawę z kosztów, ale czy nie pojawiła się jakakolwiek myśl o tym, aby odpuścić i przenieść się do innego miasta?
– To fakt, nie mamy rozwiniętej infrastruktury, żeby to nie było niemożliwe. Nas nic nie trzyma, taka dotacja to żadne wsparcie, tym bardziej że inne kluby mają kilkadziesiąt tysięcy. Jeżeli ta dyscyplina upadnie w tym mieście, to będzie to niestety, ale jedno z niewielu… sukcesów tej władzy. Drużyna piłkarska musiała się wyprowadzić do sąsiedniej gminy. My mamy pewien pomysł, może troszkę szalony, ale na ten moment nie chcę zdradzać szczegółów.

– Ale domyślam się, że całą sytuacją jesteście już przytłoczeni i nieco zniechęceni…
– Zniechęceni i sfrustrowani, a także przytłoczeni… Ludzie nie mają pojęcia, jakie my musimy ponosić koszta, z czym się zmagamy. Ich to nikogo nie interesuje.

– Zawirowania z miastem sprawiły, że nie zorganizowaliście zaplanowanych na 15 sierpnia zawodów, czy była inna przeszkoda?
– Tych i tych, co miały być 5 września. Ogólnie to głównym powodem był brak środków. Od początku sezonu czyniliśmy inwestycje, dosypanie materiału, zakup budki sędziowskiej, kolumny świetlnej, oszyć, plastronów czy samochodu, który przystosowaliśmy na polewaczkę. Do końca wierzyłem, że uda się zebrać brakującą kwotę, ale w rzeczywistości nie było już tak kolorowo.

Ogólnie po podpisaniu zimą umowy z Wilkami Krosno miałem nadzieję, że ten rok będzie najlepszy i najłatwiejszy dla nas. Okazał się zgoła odmienny, bo to było pasmo problemów, nerwów i ciągłego pecha.

Adept Spartana na torze w Przemyślu (fot. Jakub Piskorek)

– Sezonu ligowego nie dokończyliście. Też finanse?
– Przed sezonem dogadaliśmy się z jednym z klubów odnośnie wypożyczenia, ale na chwilę przed startem rozgrywek ligowych okazało się, że jest to niemożliwe. Zostaliśmy więc z jednym zawodnikiem i w trakcie sezonu miał do niego dołączyć drugi, po licencji. W trakcie sezonu Arek postanowił, że nie będzie już jeździł w tej klasie i zostaliśmy bez zawodników.

– Arkadiusz Kordek jeździł samotnie na zawody i na domiar złego zmagał się z olbrzymimi problemami sprzętowymi. Czujecie niedosyt w związku z tym faktem?
– Zaliczył jeden czy dwa turnieje, na których faktycznie więcej walczył ze sprzętem, niż przeciwnikami. Na początku sezonu poczynili inwestycje w sprzęt, ale nie zagrało tak, jak powinno. Czy czuję niedosyt? Raczej nie, bo jednym zawodnikiem niewiele można zdziałać. Tutaj potrzeba trzech-czterech zawodników na zbliżonym poziomie. A Arkowi życzę wytrwałości i podejmowania trafnych decyzji, bo potencjał i technikę ma.

– To prawda, że Arek przenosi się do Krosna, by tam rozwijać się w klasie 250cc?
– Od czerwca Arek trenuje już na obiekcie Wilków, a u nas gości tylko od czasu do czasu. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem i Arek zda licencję, to w następnym sezonie trafi w szeregi wilczej rodziny.

– Mówił pana o problemach kadrowych i że był przymierzany adept do licencji. Co się zatem stało, że go nie ma?
– Tak, był przymierzany przy okazji zawodów w Rędzinie. Nasz adept, Gabryś dostał podwozie po Arku, ale silnik poszedł do serwisu i wrócił do nas dzień przed wyjazdem. Zaryzykowaliśmy, pojechał na nowym silniku, w nowej ramie, na której siedział pierwszy raz podczas licencji. I pewnie zdałby ją, gdyby nie błąd. Zamiast czterech okrążeń, zrobił… trzy.

– A jak wygląda wasza szkółka? Ilu obecnie liczy adeptów?
– Na ten moment trenuje u nas siedmiu adeptów, z czego trzech jest przymierzanych do licencji.

– Małym pozytywem tego sezonu dla Spartana może być błysk Konrada Napieracza, który dopiero d niedawna w waszej sekcji, a w Polskiej Szkole Żużla błysnął niezłym wynikiem. Ma papiery i smykałkę do żużla?
– Chłopak, który w ogóle nie był brany pod uwagę na wyjazd, ale pojechał. Tyle że znowu nie na swoim sprzęcie. Jest to jednak bardzo przykładny chłopak, robiący duże i systematyczne postępy. Parę zalet bym pewnie jeszcze znalazł, ale nie chcę zapeszać.

Chciałbym zauważyć, że w końcu mamy paru równych chłopaków, którzy mają dryg do jazdy w lewo i jeśli podporządkują wiele pod treningi oraz występy turniejowe, to możemy mieć z nich pożytek w przyszłości. Siła Spartana w sezonie 2022 ma się opierać na trio: Patryk, Konrad, Gabryś, a w odwodzie pozostają Szymon, Fabian, Nikoś i Alan.

– Z pozytywów odnotować należy też współpracę z Cellfast Wilkami Krosno. Jak do niej doszło?
– Zgadza się, ta umowa i nasi adepci, to jedyne dwa pozytywy. Już w ubiegłym sezonie byliśmy w kontakcie z prezesem, tylko długo nam zeszły te negocjacje (śmiech). Oczywiście żartuję, a wpływ na to miała pandemia. Z początkiem roku zostaliśmy ponownie zaproszeni i szybko wypracowaliśmy porozumienie.

– A czy może pan zdradzić szczegóły tej współpracy?
– Klub z Krosna wspiera finansowo adepta, który jest przymierzany do licencji, a nasi zawodnicy mogą też trenować na obiekcie przy ul. Legionów pod okiem Ireneusza Kwiecińskiego. Spartan wypełnia limity szkoleniowe Wilkom, a dzięki Wilkom, Arek Kordek trenuje na sprzęcie od nich. Mam nadzieję, że wkrótce o sile juniorów decydować będą chłopacy, którzy zaczynali przygodę na mini torze.

– Młodzi mieszkańcy Przemyśla i okolic z mini żużla trafią do Krosna. A czy to działa też w drugą stronę i młodzi krośnianie chcący zacząć od klasy 80-125cc trafią do Spartana?
– Oczywiście. Przykładem jest właśnie Konrad, który dojeżdża do nas z Krosna.

– To na koniec pytanie, co dalej ze Spartanem Przemyśl i czy wobec problemów z miastem rozważacie start w przyszłorocznych rozgrywkach mini żużlowych jako np. Spartan Krosno albo Wilki Krosno?
– Na pewno chcemy do rozgrywek przystąpić, bo mamy grupę fajnych adeptów i tylko ze względu na nich chcę spróbować raz jeszcze. Mamy wybrane nowe władze w Spartanie, są nowe pomysły, ale jedno wiemy, że nie jesteśmy w stanie inwestować w infrastrukturę, bo nie mamy po prostu z czego. Musimy się teraz skupić na zawodnikach, aby im pomóc w rywalizacji na najwyższym poziomie. Z tego miejsca dziękuję wszystkim ludziom oraz podmiotom, które nas wspierają: pani Iwonie, panom: Sylwestrowi, Jarosławowi, Maciejowi i wielu, wielu innym, bez których żużel w Przemyślu by przepadł. Na ten moment jedziemy jako Spartan Przemyśl, ale co wyjdzie, to pewnie będzie trzeba poczekać na konkrety.

POLECANE

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.