Trzykrotny mistrz świata w tarapatach
Trzykrotny mistrz świata, Nicki Pedersen dalej pozostaje bez klubu, mimo jednej oferty. Duńczykowi marzy się rywalizacja na wyższym poziomie, co jednak dziwić nie może, bo jazda na najniższym poziomie rozgrywkowym byłaby dla niego trochę strzałem w kolano.
– Słuch zaczyna o nim zaginać. Sam sobie zgotował taki los – mówi Jan Krzystyniak Problemem Pedersena są wygórowane wymagania finansowe, co stanowi ogromny kłopot dla niektórych ośrodków.
Speedway Kraków robi wszystko, by wrócić do rywalizacji żużlowej, działacze starają się, żeby w dawnej stolicy Polski wróciła moda na żużel. Do tego jednak potrzeba nazwisk, które pozwolą przebić się marketingowo. Takim kimś miałby być Pedersen, który otrzymał ofertę z ośrodka – Tu można patrzeć jedynie marketingowo i reklamowo, by ściągnąć kogoś, o kim było głośno przez wiele dekad w sporcie żużlowym. W ostatnich latach o Nickim było słychać jedynie z tej gorszej strony – wyjaśnia nam.
Nie da się ukryć, że Nicki Pedersen jest już coraz bliżej zakończenia kariery. Każdy kolejny sezon to odroczenie tego wydarzenia o następny rok. 48-latek to już wiekowy żużlowiec, a jego poziom sportowy z roku na rok daje coraz więcej wątpliwości. Legendarnemu zawodnikowi nie pomaga też jego zachowanie, bo niemal co sezon są problemy z nim związane. W tym roku było szczególnie głośno, gdyż zawodnik popadał w konflikty z kolegami z drużyny, czy prezesem Krzysztofem Mrozkiem.
– Skoro do dnia dzisiejszego nie ma klubu, to znaczy, że warunki stawiane przez Nickiego Pedersena są tak zaporowe, że nikt nie jest w stanie tych żądań spełnić. Sam sobie gotuje taki los. Czarny los, zakończenie kariery, bez żadnych fajerwerków i euforii. Słuch zaczyna o nim zaginać – mówi były menedżer z żalem.
Można śmiało powiedzieć, że Pedersen w Metalkas 2. Ekstralidze mógłby być nawet mocną drugą linią, z aspiracjami na lidera, ale w środowisku mówi się, że wymagania finansowe Duńczyka są zbyt wysokie, co ma odpychać niewielkie grono zainteresowanych. Nie wiadomo, jaka będzie przyszłość 3-krotnego mistrza świata, bo istnieje szansa, że zdecyduje się na kontrakt w KLŻ, a być może poczeka na początek sezonu i wykorzysta szansę, jeśli ktoś złapie kontuzję, albo będzie w słabszej formie.
– Chciałbym go widzieć jeszcze w jakimś klubie, ale musi zejść na ziemię z wymaganiami finansowymi. W Krajowej Lidze Żużlowej mógłby punktować jak za starych, dobrych czasów. Byłby tam jednym z czołowych zawodników. Jeśli ma iść i żądać kasy o wielkości całego budżetu klubu drugoligowego, no to nikt na to nie pójdzie – kończy Krzystyniak.
Źródło: sport.interia.pl








