Wraz z jego karierą skończy się bułgarski żużel. Myśli o zbudowaniu toru i szkółki (wywiad)
Bułgarki żużel obecnie opiera się na jednym zawodniku. Jest nim Milen Manew, który w rozmowie z Twoim Portalem Żużlowym opowiada o swoich początkach w „czarnym sporcie”, a także fatalnej sytuacji żużla w swoim kraju.
Nasz dzisiejszy gość żadnych spektakularnych sukcesów na arenach światowych nigdy nie osiągnął, a wśród największych triumfów wymienia m.in. pierwsze miejsce w Pucharze MACEC w 2016 roku. Sympatycznemu Bułgarowi nie przeszkadza to jednak w realizacji pasji, którą przejął po swoim ojcu.
Manew może pochwalić się za to tym, że mówi w siedmiu językach: bułgarskim, angielskim, rumuńskim, włoskim, hiszpańskim, rosyjskim oraz polskim. Jest to zdecydowanie jeden z największych wachlarzy językowych w środowisku żużlowym, o ile nie największy.
Konrad Cinkowski (Twój Portal Żużlowy) Pierwsze zawody w karierze zaliczyłeś w 1988 roku na motocyklu o pojemności 50cc. Skąd u Ciebie zainteresowanie tym sportem?
Milen Manew: Urodziłem się w żużlowej rodzinie. Od małego podobał mi się ten sport i miałem go w sercu, a to z tego powodu, że w przeszłości jeździł mój ojciec (Nikołaj – dop. aut.).
– Twoja kariera nie trwa jednak nieprzerwanie trzydzieści dwa lata, bowiem miałeś kilka przerw, chociażby ta, gdy kończyłeś szkołę i poszedłeś do wojska. Jesteś w stanie zliczyć, którym tak naprawdę sezonem będzie dla Ciebie ten kolejny?
– Jeździłem od 1994 roku. W Bułgarii w latach ’96 – ’97 nie było w ogóle żużla i z tatą startowaliśmy tylko w różnych światowych eliminacjach. Później, tak jak wspomniałeś – poszedłem do wojska.
– Skąd pomysł na to, by wrócić do jazdy w lewo?
– W 2005 roku dostałem zaproszenie do Brăili na Puchar MACEC. Pojechałem na nie, ale były to dla mnie bardzo trudne zawody, ponieważ po tylu latach przerwy wrócić na motocykl, tak naprawdę bez żadnych treningów, to nie było łatwo. Ale od 2006 roku ponownie „rozpocząłem” swoją karierę.
– W przyszłym roku będziesz świętował 42 urodziny. Domyślam się, że ty o zakończeniu kariery nie myślisz, a co o twojej pasji myślą najbliżsi?
– Absolutnie! Nie zamierzam kończyć kariery, ponieważ chcę jeździć. Co sądzi rodzina? Tak naprawdę, to nie wiem. Przygotowuję się już do nowego sezonu i mam nadzieję, że będzie on przeze mnie odjechany z dobrymi wynikami.
– Życzę ci oczywiście tego, aby omijały cię upadki i kontuzje, a co za tym idzie, byś jeździł jeszcze kilka ładnych lat, ale kiedyś nadejdzie ten moment, że przyjdzie zjechać z toru. Czy to będzie oznaczało również koniec bułgarskiego żużla?
– Wydaje mi się, że tak, że wraz z moją karierą zakończy się bułgarski speedway. Cały czas myślę o tym, jak zbudować tor i szkółkę w Bułgarii. W chwili obecnej jest to bardzo trudne, ale nie zamierzam przestawać o tym myśleć.
– Jeszcze niedawno w pojedynczych zawodach startował Christo Christow, ale teraz próżno go szukać w jakichkolwiek raportach pomeczowych. Wiesz, co się z nim dzieje?
– Christo miał problemy, by sfinansować swoje występy. Pomagali mu w tym tata i wujek, który zresztą w przeszłości też był żużlowcem, ale Christo znalazł dobrą pracę, za dobre pieniądze i stwierdził, że musi przestać jeździć. Byłem bardzo rozczarowany, bo bardzo mocno mu pomogłem, ale cóż… takie jest życie.
– Nie sposób nie zapytać o tory. Ile macie obiektów, na których możecie pokręcić, chociażby treningowe kółka oraz czy macie jeszcze jakiekolwiek stadiony, gdzie można przeprowadzić zawody?
– W Bułgarii w ogóle nie mamy już torów. Od czterech lat przyjeżdżam do Polski i z pomocą Stanisława Burzy szukam możliwości treningów w okolicznych miastach jak np. Krosno, Tarnów, Rzeszów czy Kraków.
– Szansą na rozwój bułgarskiego żużla miało być Szumen, ale po całkiem fajnym początku teraz zapanowała tam cisza…
– Ostatnie dwa tory w Bułgarii, to Tyrgowiszte i Szumen. W Szumen próbowali działać w latach 2015-16, a w Tyrgowiszte w 2017 roku. Oba stadiony są w prywatnych rękach i ich właściciele nie mają interesu w żużlu i to jest niestety przykre.
– W Polsce często zdarza się, że do żużla chłopcy trafiają z pitbike’ów, motocrossu czy innych sportów motorowych. Może to jest jakaś droga dla nowych zawodników w twoim kraju?
– Na ten moment nie ma takiej możliwości. Nie mieszkam w Targowiszcze, a we wiosce osiem kilometrów dalej i tak jak już wspomniałem, chcę tam zbudować tor na wzór węgierskiego Nagyhalász, gdzie mieściłby się też mini tor. Mam przyjaciół, którzy chcą działać, ale w obecnej sytuacji związanej z covid-em jest to niemożliwe. Są jednak chęci i gdy to wszystko z pandemią się skończy, to będziemy działać.
– Chciałbym jeszcze porozmawiać o twojej karierze. „Wiek to tylko liczba” chyba idealnie pasuje do twojej obecnej kondycji sportowej. Mimo, że masz już „czwórkę z przodu”, to wciąż potrafisz się ścigać i stawać na podium, jak chociażby Puchar MACEC 2020.
– Ogólnie na motocyklu czuję się bardzo dobrze. Problemem jest jednak brak możliwości treningów, bo poza torem przygotowuję się do jazdy i sezonu, jak każdy inny zawodnik. Jednak brak toru i możliwości regularnych treningów, gdy przychodzi mi się ścigać w zawodach, to czuję się trochę sztywno, brakuje takiej pewności.
– Domyślam się, że spontaniczne starty raczej nie są możliwe ze względu na pracę? Jak zatem wygląda u Ciebie planowanie sezonu – od startów po logistykę?
– Bardzo trudna sprawa. Robię wszystko, aby pojechać na jakieś zawody, a na najbliższy tor mam 900 kilometrów… Każdy inny wyjazd, to jeszcze większa liczba kilometrów.
– Trochę tych lat na żużlu już spędziłeś. Który ze swoich sukcesów uważasz za najcenniejszy?
– Ciężko tak wskazać jeden. Było m.in. pierwsze miejsce w Pucharze MACEC, czy mistrzostwach Rumunii. Wszystkie sukcesy są jednak fajne. Dla mnie największym jest w ogóle udział w zawodach, bez sponsorów i problemami, jak odległość, obowiązki czy brak treningów. Zatem możliwość jazdy, to dla mnie już sukces.
– A twoje sukcesy w jakimś stopniu przekładają się na zainteresowanie żużlem w Bułgarii ze strony np. kibiców, mediów czy sponsorów?
– W Bułgarii są fani, którzy śledzą moje zagraniczne występy i gdy wracam do domu, to dzwonią i gratulują. Problemem, aby przyciągnąć nowych, jest oczywiście brak ośrodków, przez co ciężko fanów zainteresować.
– W Polsce startujesz głównie za sprawą Pucharu MACEC. Czy miewasz zaproszenia na jakieś turnieje towarzyskie albo pytają się o możliwość podpisania kontraktu?
– Nie, nie ma zainteresowania moją osobą.
– Dziękuję za rozmowę. Czego ci życzyć na rok 2021?
– Myślę, że trzeba mi życzyć zdrowia i aby pandemia się zakończyła, aby można było też jeździć na wszystkie zagraniczne zawody.
źródło: inf. własna