Daniel Andersson: Zielona Góra kojarzy mu się z dobrą zabawą, a Gdańsk z presją (wywiad)
Największym sukcesem naszego dzisiejszego gościa jest srebrny medal Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w 1995 roku. W rozmowie z Konradem Cinkowskim panowie wspominają m.in. ten turniej, a także starty Szweda w Polsce.
W fińskim Tampere Szwed w pojedynku z Jasonem Crumpem niestety dla siebie, ale zaliczył upadek i musiał zadowolić się tytułem wicemistrzowskim. Jako ciekawostkę warto dodać, że kilka dni wcześniej podczas obaj panowie spotkali się w Świętochłowicach podczas 12. Memoriału im. Jana Ciszewskiego. W rundzie zasadniczej Crump pokonał Anderssona, a w finale Szwed przywiózł za plecami Adama Łabędzkiego, z kolei Australijczyk zanotował defekt motocykla.
Andersson w swojej kolekcji ma także dwa medale krajowych mistrzostw do lat 21 (w 1994 roku w Eskilstunie wywalczył złoto, a rok później w Norrköping – srebro. Przez trzy sezony ścigał się w lidze polskiej. W 1996 roku był zawodnikiem klubu z Zielonej Góry (w 3 meczach wystartował w 14 biegach i wywalczył 34 punkty z bonusem), a później przywdziewał barwy Rybnika (3 mecze, 15 biegów, 19 punktów i 6 bonusów) oraz Gdańska (5 meczów, 19 biegów, 16 punktów i 3 bonusy).
Konrad Cinkowski (Twój Portal Żużlowy): Jak to się wszystko zaczęło w twoim przypadku, jeśli chodzi o żużel?
Daniel Andersson: Mój tata sprawił, że zacząłem jeździć. Sam ścigał się na żużlu, więc to właśnie stąd wzięło się u mnie zainteresowanie tym sportem.
– Pamiętasz swoje pierwsze zawody, które oglądałeś na żywo?
– Pamiętam, że widziałem, jak Per Jonsson startował na 80cc. Skontaktowałem się potem z Perem przez mojego ojca, który znał rodzinę Jonssonów.
– A swój debiut kojarzysz?
– Moje pierwsze zawody miały miejsce, gdy skończyłem dwanaście lat i jak dobrze pamiętam, to poszło mi całkiem nieźle.
– Kilka medali na krajowych i międzynarodowych imprezach udało ci się wywalczyć. Najcenniejsza zdobycz to…
– Srebrny medal mistrzostw świata juniorów z 1995 roku. Byłem wtedy drugi, bo upadłem w biegu dodatkowym o złoto.
– Startowałeś w Polsce w trzech klubach: w Zielonej Górze, Rybniku oraz Gdańsku. Jak wspominasz ten czas?
– W Zielonej Górze nie brałem udziału w zbyt wielu meczach, ale jeśli już się pojawiałem, to były one dobre w moim wykonaniu i dobrze się bawiłem, jeżdżąc dla tego klubu. Z Rybnika niestety, ale niewiele pamiętam, a Gdańsk utkwił mi w pamięci, bo musiałem jeździć w parze z Tony Rickardssonem. Dołączyłem do zespołu pod koniec sezonu i to było tylko pięć meczów, ale kojarzę, że od samego początku była duża presja ze względu na możliwość zdegradowania zespołu z Gdańska.
– Masz jakiś kontakt z ludźmi, którzy w tym czasie pracowali w klubach, gdy ty się tam ścigałeś?
– W kontakcie jestem z Piotrem Protasiewiczem. Najczęściej rozmawiałem z kolegami, gdy byłem menedżerem zespołu Indianerny Kumla. To właśnie przy okazji meczów najczęściej się spotykaliśmy.
– W 1995 roku wygrałeś zawody ku pamięci Jana Ciszewskiego w Świętochłowicach. Pamiętasz?
– Pamiętam, że byłem w finale z Jasonem Crumpem i kiedy taśma poszła w górę, to zgasł mu silnik. Dobrze było go wtedy pokonać.
– Wspomniałeś o pracy w roli menedżera Indianerny Kumla. Pełnisz dalej jakąś funkcję w tym klubie?
– Nie, nie jestem związany z tym zespołem. Pracowałem tam dziewięć sezonów.
– Twój syn, Wille Bäckström również został żużlowcem. To było oczywiste, że pójdzie w twoje ślady?
– Poniekąd był to naturalny dla niego krok, bo zawsze był przy mnie i od najmłodszych lat bardzo interesował się żużlem.
– Jak oceniasz jego umiejętności? Będzie tak dobry, a może i lepszy od taty?
– Ma wielki talent i jest nieustraszony na torze. Ściga się naprawdę twardo, więc wszystko jest w jego rękach. Aby zostać czołowym zawodnikiem, trzeba ciężkiej pracy, ale będę mu w tym pomagał, jak tylko będę mógł.
– A jak bardzo zmienił się twoim zdaniem żużel od czasów, gdy byłeś aktywnym jeźdźcem?
– Wiele się zmieniło. Myślę, że największe zmiany zaszły w motocyklach oraz procedurach bezpieczeństwa, takich jak, chociażby dmuchane bandy.
źródło: inf. własna