Śmieszy go gadanie, że jeżdżą dla pasji. Mówi otwarcie o nierównym traktowaniu w klubie (wywiad)
Wszystko wskazuje na to, że w speedrowerowej ekipie Lwów Avia Częstochowa dojdzie do sporej rewolucji. Z klubem już pożegnała się dwójka zawodników, a jeden z nich – wychowanek, Sebastian Paruzel opowiada nam o powodach zmiany przynależności klubowej oraz o traktowaniu jeźdźców w jego macierzystym klubie.
Zimowe okienko transferowe w speedrowerze zapowiada się niezwykle ciekawie, a najwięcej działań czeka działaczy klubów z południa Polski – w Świętochłowicach i w Częstochowie. Z ekipą Lwów Avia już pożegnali się Piotr Jamroszczyk oraz Sebastian Paruzel, a niepewna jest przyszłość Marcina Szymańskiego i Daniela Ordona. Niewykluczone, że oni również zdecydują się na zmianę, co oznacza konieczność przebudowy praktycznie całego seniorskiego składu.
O ile ekipa spod Jasnej Góry w ogóle wystartuje w rozgrywkach ligowych. Działacze nabrali wody w ustach i milczą w tym temacie, próżno też szukać komunikatów w klubowych serwisach.
Konrad Cinkowski (twojportalzuzlowy.pl): W ostatnich dniach za pośrednictwem mediów społecznościowych ogłosiłeś sporą niespodziankę i prawdziwą bombę, czyli swoje odejście Lwów Avia Częstochowa. Nie da się zacząć inaczej, jak od pytania – dlaczego?
Sebastian Paruzel: Już od kilku lat chodziło mi to po głowie, ale zawsze brakowało tej kropki nad „i”. W tym roku, razem z żoną stwierdziliśmy, że faktycznie potrzeba już tej zmiany potoczenia – albo rocznej przerwy. Coś się wypaliło i zdecydowałem się ostatecznie na opuszczenie Lwów.
– To w Lwach uczyłeś się speedrowera, zdobywałeś pierwsze sukcesy, tytuły. Przeżywałeś wzloty i upadki spędzając w klubie czternaście lat. Domyślam się, że to nie była dla ciebie łatwa decyzja…
– Oczywiście, że to była ciężka decyzja. Jakby nie patrzeć, to tu się wychowałem, a tor stał się moim drugim domem, bo spędziłem kupę czasu. Cóż, kiedyś to się jednak skończyć musiało.
– Nie wszystkim w ostatnich latach udało się rozstać z Lwami w zgodzie. Z Tobą jest chyba inaczej, choć mam wrażenie, że prezes klubu oraz niektórzy koledzy mają do ciebie żal o podjętą decyzję.
– Sam nie wiem, co o tym myśleć… Mam wrażenie, że jak kiedyś Damian (Natoński, wychowanek który przeniósł się z Lwów do Szarży Wrocław – dop. red.), tak teraz ja jestem ich wrogiem numer jeden. Jak tylko ogłosiłem, e nie będę dalej startował w Lwach, to nikt nawet do mnie nie zadzwonił, nikt nie napisał. Pojawił się tylko, niejako wymuszony wpis na profilu facebookowym klubu, także aż tyle dostałem na pożegnanie.
– Odniesiesz się w jakiś sposób do swojego komentarza na profilu klubu, w którym piszesz, że klub traktuje wychowanka, jak niewolnika?
– W klubie nie było równego traktowania, przede wszystkim nas – wychowanków. Zawsze pomijało się nas – w nagrodach, w mediach, bo lepiej sprzedawało się obce nazwisko. Stąd też tylu chłopaków w ostatnim czasie pożegnało się z klubem.
– Czujesz żal, że to wszystko tak się kończy…?
– Trochę tak. Wywalczyłem dla klubu mnóstwo medali, zostawiłem dużo zdrowia. I chyba tak miało być zawsze. Przynajmniej według niektórych.
– Robiłeś taką listę plusów i minusów, co dalej? Co zadecydowało o tym, że postanowiłeś pożegnać się z Lwami Avia Częstochowa?
– Zdecydowało podejście kolegów, którzy nie rozumieli, że są rzeczy ważniejsze od speedrowera, od spraw klubowych. Tym bardziej, że teraz jedyne, co z tego mam to wiele pięknych wspomnień i… ból w kolanie (uśmiech).
– Jednak nie tylko ty się żegnasz z Lwami, bo czyni to też Piotr Jamroszczyk. Nie wiadomo jaka przyszłość czeka Marcina Szymańskiego, Daniel Ordon również nie wie, co dalej. Możemy mówić o rozpadzie Lwów?
– To prawda, ale nic nie dzieje się bez przyczyny… Z Piotrkiem mam bardzo dobry kontakt i wiem, że został po kontuzji na lodzie, nie licząc śmiesznych pieniędzy, które otrzymał z klubowego ubezpieczenia. Nie dostał żadnej pomocy, a przez kontuzję nie może pracować, a skoro nie może tego robić, to i nie zarabia. A wiadomo, że my mamy rodziny na utrzymaniu i proszę mi uwierzyć, ale bawi mnie gadanie, że my jeździmy dla pasji. Ta pasja może i jest, ale wygasła w momencie, kiedy założyliśmy rodziny. Każdy z nas mógł być w miejscu Piotrka i zostać bez pieniędzy na życie, a to dzięki… pasji.
– O twoim możliwym rozbracie ze speedrowerem mówiło się w momencie, gdy dowiedziałeś się, że po raz drugi zostaniesz ojcem. Ostatecznie na tyle, na ile mogłeś to wspierałeś zespół.
– Na początku sezonu informowałem klub, żeby nie liczyli na mnie, nie brali mnie za pewniaka. Miałem nie startować, ale po paru spotkaniach zaczęły się telefony, obwinianie, szantaże emocjonalne, co też miało wpływ na moją decyzję.
– Myślisz, że umiałbyś żyć bez speedrowera?
– Raczej tak, ale rok, może dwa, bo pewnie brakowałoby mi bardzo tej rywalizacji.
– Pytam, bo choć pisałeś, że myślisz o rocznej przerwie od jazdy w lewo, to jednak twoje nazwisko w speedrowerze swoje robi i gdzieś tam ono się przewija w kontekście kilku zespołów. Czy to oznacza, że nie ma już w planach porzucenia roweru?
– Nie, nie ma już takiego planu. Mogę powiedzieć, że będę dalej się ścigał.
– Domyślam się, że nie powiesz, gdzie cię ujrzymy w nowym sezonie, więc może zdradzisz czym się będziesz kierował przy wyborze klubu i czy widzisz siebie w roli etatowego zawodnika, czyli takiego, który odjeżdża pełen sezon ligowy?
– Będę kierował się kilkoma czynnikami. Wezmę pod uwagę atmosferę – w klubie, a także w zespole, a także odległość od domu. Chciałbym przejechać pełen sezon, bez znaczenia, czy to będzie CS Superliga, czy CS 1. Liga, o ile dojdzie do podziału rozgrywek. Ważne, aby jeździć, wygrywać – indywidualnie i drużynowo.
– To na koniec pytanie, które nurtuje całe środowisko. Do nowego klubu idziesz w „pakiecie” ze swoim dziadkiem? (śmiech)
– Nie, nie. Dziadek zostaje z Lwami.