Niemoc czy kalkulacja (felieton)
Wszyscy mogą i niemal wszędzie. Szykujemy się do Igrzysk Olimpijskich i Euro, grają piłkarskie, koszykarskie, siatkarskie puchary europejskie. Ba! Grają nawet ligi i to podrzędne, taka IV liga piłki nożnej polskiej gra na przykład na pełnym przytupie.
Pandemia straszna, ale nie na tyle, by sport zamroziła. A jednak wśród działaczy dwojących się i trojących, by obecną sytuację wykorzystać, by dzisiaj nieco straciwszy w bliższej lub dalszej przyszłości czerpać jednak korzyści, znajduje się się grono działaczy odpowiedzialnych za najważniejsze żużlowe rozgrywki – Speedway Grand Prix, i jest to grono doprawdy wyróżniające się.
Indywidualne mistrzostwa świata na żużlu są dla mnie ważniejsze od ligowej młócki. Oczywiście przyjmuję z pokorą, że w jednej lub drugiej edycji brakuje tego lub owego, który być powinien, ale śledząc sportowe wydarzenia od lat, stwierdzam z całą stanowczością, że nie tylko w SGP kogoś kto być powinien nie ma i odwrotnie. Przyjmuję z pokorą te wszystkie utyskiwania na żużlowe indywidualne mistrzostwa świata stojąc wiernie przy przeświadczeniu, że nic ważniejszego w żużlowym światku nie istnieje, a odkąd dziwny twór o nazwie SoN zastąpił Drużynowy Puchar Świata, nic ważniejszego nie istnieje na pewno.
I dlatego boli mnie, że włodarze Grand Prix wykazują taką bierność, że nie mają pomysłu na zorganizowanie turniejów o mistrzostwo świata. Już ich raz w zeszłym roku uratowaliśmy przekonani, że wyciągną wnioski, że zimą jakiś reżim sanitarny nie tylko opracują, ale i wprowadzą w życie. Naiwne to były przekonania. Nie zostanie nam nic innego, jak po raz kolejny ratować walkę o indywidualne mistrzostwo świata z wiarą, że to po raz ostatni i nie tylko dlatego, że cytując klasyka wirus „jest w odwrocie. Już nie trzeba się go bać”, ale dlatego, że BSI kończy się wreszcie kontrakt z FIM na organizację żużlowego Grand Prix.
Ich mocarne plany, snute przed laty, spełzły na niczym. Powielanie lokalizacji, kompromitacje sędziów prowadzących w sezonie pięć imprez, problemy ze sztucznymi nawierzchniami – wszystko to wieńczy pandemiczna niemoc, jaka dotknęła włodarzy cyklu wyłaniającego indywidualnego mistrza świata na żużlu.
Ale może nie ma się czemu dziwić? Oni swoje zarobili i dokładanie do ostatniego sezonu to daleko idące marnotrawstwo. Może zatem to nie niemoc a czysta kalkulacja? Tym gorzej. Tym, k***a, gorzej.
[poll id=”31″]