Bruce Cribb zapisał się w historii czarnego sportu nie tylko za sprawą kilku międzynarodowych sukcesów, ale również poprzez fakt, że jest jedynym dotąd Nowozelandczykiem, który brał udział w zmaganiach wyścigów motocyklowych na lodzie.

Konrad Cinkowski: W latach 60. ubiegłego stulecia na żużlu ścigał się pana tata – Kiwi Cribb. Czy ten fakt niejako automatycznie skazywał pana na to, by pójść w jego ślady?
Bruce Cribb: Tak, mój tata był wciąż aktywnym zawodnikiem, kiedy ja zacząłem. W efekcie obaj dzieliliśmy się jednym motocyklem. Promotor wziął mojego ojca do pierwszej ligi, a ja jeździłem w drugiej, więc nigdy się nie spotkaliśmy w czasie zawodów.

– Pamięta pan pierwsze zawody, które było panu dane ujrzeć na żywo z perspektywy trybun?
– Tak, pamiętam to bardzo dobrze! Jadłem hamburgera, a gdy zawodnicy przejeżdżali obok wypełniali moją kanapkę błotem.

– A swój żużlowy debiut?
– Również doskonale pamiętam. Wygrałem ten wyścig.

– W 1965 roku, czyli mając już dziewiętnaście lat dołączył pan do zespołu Poole Pirates. Dlaczego ta kariera rozpoczęła się tak późno?
– Tak, dziś wydaje się to być dość późno, aby zaczynać. Ja jednak zaczynałem w Nowej Zelandii w wieku 15 lat.

– Każdy młody jeździec u progu kariery ma zawodników, którym chciałby dorównać i na nich się wzoruje. Kim byli pana sportowi idole?
– Moimi idolami byli Ronnie Moore, Barry Briggs i później Ivan Mauger.

– No właśnie, startował pan w „złotych czasach” nowozelandzkiego speedwaya, gdy Ivan Mauger i Barry Briggs stanowili trzon światowego speedwaya. To mobilizowało do cięższej pracy?
– Zgadza się. Byli możnymi brytyjskiego żużla. Każdy z tej trójki (również Moore – dop. red.) powiedział mi, że nigdy nie przestanę się uczyć czegoś nowego w każdym wyścigu, w którym wezmę udział.

– Dwadzieścia trzy lata, a więc do 1988 roku trwała pana kariera sportowa. Czy uważa pan, że gdyby nie liczne kontuzje, które pana trafiły, to ta przygoda mogłaby być o kilka lat dłuższa?
– Myślałem, aby pozostać przy ściganiu kilka lat dłużej, ale kontuzja głowy wpłynęła na mnie zbyt mocno. Przez 18 miesięcy cierpiałem na szok.

Bruce Cribb (fot. archiwum rozmówcy)

– Jest pan jedynym Nowozelandczykiem w historii, który ścigał się w ice speedwayu. Skąd pomysł na tę odmianę wyścigów w lewo?
– Zobaczyłem reklamę w tygodniku motocyklowym wydawanym przez brytyjską federację żużlową poszukującą zawodników do startów na lodzie.

– I jak wyglądały pana przygotowania do sezonu zimowego? W Nowej Zelandii chyba nie było szans na to, by pojeździć po lodowych taflach, a na Wyspach ten sport też nie jest popularną odmianą wyścigów motocyklowych.
– Z początku było ciężko z przesiadką z lodu na żużel. To sprawiało mi trochę trudności, ale wraz z upływem czasu przyzwyczajałem się do różnic.

– Trudno było chłopakowi z Nowej Zelandii przyzwyczaić się do np. czterdziestostopniowego mrozu w Ufie?
– Nie było tak źle, bo mogłeś iść do ogrzewanego parku maszyn mieszczącego się pod trybuną. Nie tak jak w Szwecji, Finlandii, Norwegii czy większości Skandynawii, gdzie jesteś cały czas na zimnie.

– Śledzi pan rywalizację na torach lodowych? Chociaż nazwiska zawodników się zmieniają, jedno jest stałe – Rosjanie są wciąż na topie…
– Tak, śledzę wyścigi na lodzie i zgadzam się, Rosjanie są na samym szczycie.

– Jak pan wspomina swoją karierę na przestrzeni tych wszystkich lat i który sukces uważa za najcenniejszy?
– Pierwszy tytuł Mistrza Nowej Zelandii był bardzo dobry, ale dwa lata później zacząłem starty na lodzie i bardzo trudnymi stały się powroty do ojczyzny na dłużej, niż na trzy tygodnie Później trzeba było wracać do Europy z powodu zimowego sezonu.

– A miał pan jakąś styczność z Polską?
– Tak. Odbywałem dziesięciodniowe tournée w 1969 wraz z Poole Pirates po tym, jak wygraliśmy ligę brytyjską. Pamiętam Gorzów i Opole (zespół „Piratów” rywalizował również w Częstochowie i Świętochłowicach – dop. aut). Może będziesz potrafił dowiedzieć się czegoś więcej (wyniki można znaleźć w serwisie speedwayw.pl – dop. aut).

– Ma pan troje dzieci – dwie córki (Justine, Danielle) oraz syna (Krista) oraz troje wnucząt: Chester, Scarlet, Keira. Czy syna nie ciągnęło do żużla, by kontynuować rodzinne tradycje?
– Owszem, Krista chciał ścigać się na żużlu, ale rozpad mojego małżeństwa mocno skomplikował sprawy.

Bruce Cribb w akcji na lodowym owalu (fot. archiwum rozmówcy)

– Porozmawiajmy chwilę o teraźniejszym speedwayu. Czytałem, że wspierał pan Bradley’a Wilson-Deana pomagając mu w kwestiach mieszkaniowych, gdy ten ścigał się na Wyspach Brytyjskich. W Polsce jest to w zasadzie jedyny znany zawodnik z Nowej Zelandii, a to za sprawą chociażby kontraktu w klubie z Gdańska. Jak pan widzi przyszłość tego sportu w swojej ojczyźnie i czy jest szansa, aby było nieco lepiej, niż jest?
– Tory w Nowej Zelandii nie są zbyt dobre dla motocykli żużlowych. Są przygotowane dla wyścigów samochodowych, które potrzebują klejącej nawierzchni, co jest dobre dla aut, a nie motocykli. Bradley Wilson-Dean jest jednak dużo silniejszy niż pozostali nowozelandzcy zawodnicy, w jakichkolwiek warunkach by nie jeździł.

– Ogląda pan polskie rozgrywki ligowe?
– Nie mam warunków do oglądania polskiego żużla, ale Zmarzlik jest bardzo dobry. To mój faworyt.

– Ma już dwa złote medale mistrzostw świata i ogromną szansę by iść w ślady np. pana rodaka – Maugera, który zdobył sześć tytułów.
– O tak, Bartek ma ogromne możliwości. Czy dogoni Ivana? Tylko czas może nam odpowiedzieć na to pytanie.

– Dziękuję za rozmowę. Wywiad chciałbym zwieńczyć pytaniem, czy czuje się pan legendą żużla w Nowej Zelandii?
– Może, ale tylko ze względu na jazdę na lodzie.

źródło: inf. własna

POLECANE

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.