Piłę trzeba poznać, by osiągnąć sukces (komentarz)
Poniedziałkowa informacja o planach reaktywacji żużla w Pile spadła na kibiców jak grom z jasnego nieba. Nikt w Grodzie Staszica nie spodziewał się, że usłyszy aż tak wiele konkretów, będących jasnym komunikatem, że speedway nad Gwdę wróci. Nie można jednak powiedzieć, że sytuacja jest klarowna.
Piła to jedno z najbardziej specyficznych miast w kraju. Mieszkańcy z jednej strony jej bowiem nienawidzą, gdyż nie jest nawet wersją demo miasta, które do czegokolwiek by aspirowało. Z drugiej strony, praktycznie każdy z sentymentem wraca tu, choć na chwilę, by… ponarzekać.
Każdy z „lokalsów” jest jednak zgodny w jednej, prostej sprawie. Nie ma Piły bez speedwaya. Klub walczący na torach całego kraju to prawdziwa duma około 70-tysięcznego miasta. Ciężko na codziennym spacerze po centrum znaleźć osobę, która choćby raz nie była na meczu, by kibicować zawodnikom. Co więcej, osoby takie jak Hans Nielsen czy Jarosław Hampel są tu wręcz czczeni. W końcu niewiele brakowało, by imieniem Duńczyka zostało nazwane jedno z rond w centrum.
Właśnie z tego powodu jakiekolwiek próby tworzenia w Pile rezerw klubu ekstraligowego praktycznie nie miało sensu, choć nadal śmiem twierdzić, że prezydentowi miasta byłoby to na rękę. Dlaczego? Cóż, nie byłoby szans na zapełnienie stadionu, nawet tego zgodnie z planem pomniejszonego. Nikt nie chciałby bowiem wspierać klubu, który w jego mniemaniu nadal jest rywalem zespołu, będącego w jego pamięci i sercu.
Kiedy stało się jasne, że nowymi włodarzami pilskiego klubu będą osoby z zewnątrz, praktycznie od razu pojawiły się pytania, czy będą oni w stanie zrozumieć, o co w pilskim speedwayu chodzi. Prawdopodobnie do startu sezonu 2022 się tego nie dowiemy. Niejasne jest też to, czy nowy kwartet wie, w jakie polityczne bagno się wpakował.
Już wczoraj dużo mówiło się o przebudowie stadionu, która ma rozpocząć się jeszcze w tym roku. Do tego jednak potrzebne jest porozumienie między magistratem a Ministerstwem. Ten, kto zna mały, pilski świat wie, że prędzej czy później pojawią się problemy. Duże problemy. Podobnie sprawa się ma w przypadku finansowania czegokolwiek z budżetu miasta. Jeśli Leszczyński, Polny i spółka nie zdołają zbudować wysokiego budżetu opartego tylko i wyłącznie na sponsorach, nie ma co liczyć na walkę. Ba, prawie na pewno nowy zarząd będzie musiał wziąć pod uwagę „koszty użytkowania” stadionu, które przez ostatnią dekadę były niesamowicie zawyżane.
W całym zamieszaniu jedno cieszy – na pewno nie zabraknie osób, które zaoferują swoją pomoc, dodając do całego projektu pierwiastek pilski. Ba, zgodnie z naszymi informacjami, pierwsi sponsorzy są już zainteresowani powrotem speedwaya nad Gwdę. Jedynie nazwa klubu – PKŻ Polonia Piła jest mocno niefortunna, bo dokładnie pod taką samą nazwą startował w latach 2004 – 2006 zespół, który przegrywał mecz za meczem, kończąc sezon na: przedostatnim, ostatnim i raz jeszcze ostatnim miejscu…
Oby znów nie skończyło się na obietnicach.
źródło: inf. własna