2 czerwca 2006 roku żużlową Polskę obiegła wieść, że odszedł od nas na zawsze, odbierając sobie życie, Łukasz Romanek, młody, dwudziestotrzyletni zaledwie zawodnik, przez całe swoje sportowe życie związany z drużyną RKM Rybnik, zdaniem znawców – największy talent tego klubu w XXI wieku.

A mogło być tak pięknie… 3 września 2000, 17. runda Drużynowych Mistrzostw I ligi. Mierzą się RKM Rybnik i ZKŻ Polmos Zielona Góra. Pod numerem 15, zarezerwowanym dla rezerwowego zawodnika młodzieżowego, pojawia się na torze Łukasz Romanek. Ten młokos niedawno, 21 sierpnia, skończył siedemnaście lat, i w tym roku zdobył żużlową licencję. Wyszedł spod skrzydeł trenera Jana Grabowskiego, zmarłego w 2017 roku wychowanka klubu z Zielonej Góry, później szkoleniowca klubu z Myszką Miki na plastronie. W swoim pierwszym trenerskim sezonie Grabowski zdobył z drużyną złoto Drużynowych Mistrzostw Polski, jego podopiecznym był między innymi Piotr Protasiewicz. Później zawitał między innymi na Śląsk, gdzie przecięły się drogi jego i Łukasza Romanka. W tym debiucie nasz bohater zdobywa dwa punkty i bonus, które przywozi za plecami klubowego kolegi z pary, Mikaela Karlssona. Niezły wynik, nie każdy może pochwalić się punktami zdobytymi w pierwszym spotkaniu.

W tamtym sezonie po raz ostatni oglądaliśmy go na torze podczas meczu 20. rundy DM I ligi, rozegranego 1 października 2000, gdzie na skutek upadku nie udało mu się niestety zdobyć punktu w batalii z, ponownie, drużyną z Zielonej Góry o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Nastał nowy sezon 2001, a wraz z nim progres wyników. Jeśli już pojawia się na torze, punktuje, a kulminacją jest występ na domowym torze przeciwko ŁTŻ Łódź 20 maja, podczas którego przywozi pierwszą dwucyfrową zdobycz-dziesięć punktów i dwa bonusy.

26 sierpnia, angielskie Peterborough. Romanek prezentuje się w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Kiedy z triumfu cieszy się Dawid Kujawa, a na podium znajdują się też Lukáš Dryml i Rafał Okoniewski, on zajmuje dziewiąte miejsce z dorobkiem siedmiu punktów. Pardubice, Czechy, 6 października 2001. Łukasz Romanek zapisuje złotą kartę w historii rybnickiego, polskiego i europejskiego żużla, zostając Indywidualnym Mistrzem Europy Juniorów. W finale pokonuje Rafała Kurmańskiego i Daniela Davidssona. Wszystko wydaje się układać idealnie, droga do dalszych triumfów wydaje się stać otworem…

Łukasz Romanek w pojedynku z Kennethem Bjerre podczas finału IMEJ w 2003 roku (fot. Piotr Kin)

Wielu zawodników przeżywało w swojej karierze wypadki, które hamowały lub wręcz kończyły ich kariery. Taki dramat nie ominął także Łukasza Romanka. 9 czerwca 2002 w Lesznie zgromadzeni na stadionie kibice stali się świadkami makabrycznie wyglądającej kolizji. W swoim pierwszym starcie staje pod taśmą w kasku żółtym. Po jego lewej stronie – Robert Miśkowiak w białym. Po zwolnieniu taśmy na skutek błędu Miśkowiak wpada wprost na Romanka, który nie ma pola manewru, nie może zrobić dosłownie nic. Obaj lądują w siatkowej bandzie otaczającej wówczas leszczyński owal. Romanek przelatuje jeszcze kawałeczek i upada na tor.

Wypadek wyglądał fatalnie. Łukasz miał drgawki, włożyłem mu do ust rurkę ustno-gardłową, by nie zapadł się język. Doznał ciężkiego urazu mózgowo-czaszkowego, ale bez krwiaka. Miał też solidne wstrząśnienie mózgu. Pierwsze dwie doby spędził na intensywnej terapii – opowiadał „Przeglądowi Sportowemu” Tomasz Gryczka, lekarz związany z leszczyńskim klubem, który opatrywał wtedy zawodnika. – Po tym wypadku samemu mi się odechciało wyjeżdżać na tor. Łukasz mógł wtedy umrzeć – mówił Rafał Szombierski, kolega z drużyny RKM Rybnik.

Choć miał odpoczywać przez sześć tygodni, już trzy tygodnie później powrócił do ścigania. Zbyt wcześnie. Odniesiona kontuzja zaczęła rzutować na zdrowie psychiczne i formę w zawodach, choć nie od razu. Bydgoszcz, 3 października 2002. Przy ul. Sportowej młode „Rekiny” z Rybnika w składzie: Zbigniew Czerwiński, Rafał Szombierski, Roman Chromik, Łukasz Romanek i Łukasz Szmid odnoszą wielki sukces, stając na najwyższym stopniu podium Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski, pokonując w finale Polonię Piła i Polonię Bydgoszcz. To kolejne trofeum, które Łukasz Romanek dołącza do swojej kolekcji.

Determinacja w powrocie do optymalnej formy, poparta ciężką pracą sprawia, że 10 lipca 2003 staje na podium Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. Domowy tor przyniósł mu szczęście. Za jego plecami meldują się Adrian Miedziński oraz Zbigniew Czerwiński, dawny kolega, tym razem w nowych, częstochowskich barwach. W tym samym roku, po latach spędzonych w I lidze żużlowej, spełnia się sen rybnickich kibiców. 21 września, po meczu 20. kolejki DM I ligi przy Gliwickiej 72 następuje eksplozja radości: jest awans do ekstraligi! Udział Łukasza jest skromny, zaledwie dwa punkty z wszystkich 50 zdobytych przez drużynę, i bonus, liczy się jednak całościowy sukces.

O ile rok 2004 nadal jest dla niego udany indywidualnie, bo zdobywa trzecie miejsce w finale Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski w Pile czy również trzecią lokatę w zielonogórskim finale Srebrnego Kasku (co ciekawe, w obu tych turniejach na podium towarzyszy mu Adrian Miedziński), drużynowo sprawa ma się już gorzej. Awans do ekstraligi nie okazał się dla Rekinów spełnieniem marzeń. Rybnik – Wrocław 30:59, Zielona Góra – Rybnik 48:42, Rybnik – Tarnów 38:52 – takie wyniki zmuszeni są oglądać sympatycy śląskiej drużyny. Romanek robi, co może, startuje we wszystkich meczach rundy zasadniczej, w dwunastu z nich zdobywa punkty. To jednak okazuje się zbyt mało.

O ile po rundzie zasadniczej RKM zajmuje w ligowej tabeli siódme miejsce, runda play-off pogarsza tę sytuację. Ósme miejsce to bezlitosny spadek z powrotem do czeluści pierwszej ligi. Tylko 64 punkty zdobyte przez Romanka w 20 meczach całego sezonu 2004 sprawiły, że zasiadający na rybnickich trybunach kibice uznali go za jednego z winnych kiepskich wyników drużyny. Sytuacji nie poprawiły osiągane przez niego w sezonie 2005, pierwszym w gronie seniorów, dobre rezultaty (w tym dwucyfrowe zdobycze punktowe w meczach, niespotykane w poprzednich sezonach) ani fakt, że z powodu kłopotów finansowych Wybrzeża Gdańsk drużyna „tylnymi drzwiami” znów zagościła w ekstralidze na sezon 2006. Niechęć ze strony kibiców, nie zawsze zauważających, że przejście do kategorii seniora często nie jest łatwe, oraz narastające kłopoty psychiczne oraz zdrowotne zawodnika położyły się cieniem na tym okresie.

Jesień i zima pomiędzy sezonami 2006 wydawała się wnieść promyczek nadziei, że będzie lepiej. Ivan Mauger przy pomocy Piotra Pysznego, zawodnika drużyny z Rybnika w latach 80., który wspierał Łukasza swoją pomocą, zaprosił Romanka do Australii, by tam w przerwie zimowej wziął udział w organizowanym przez niego cyklu prestiżowych turniejów. Poleciał tam i wygrał je. Związał się kontraktem z angielską drużyną Arena Essex Hammers. Zaczął pilnie uczyć się języka angielskiego, którego dobra znajomość mogła mu pomóc w dalszym rozwoju kariery. Początkowo entuzjastycznie nastawiony do startów, na skutek niepowodzeń stracił zapał. Do tego problemy z kibicami wyszły poza sieć internetową, stały się realne, dochodziło do fizycznych konfrontacji, musiał także zmienić numer telefonu, ponieważ i tą drogą odbierał groźby.

Wszystko to doprowadziło do tragedii, której nikt się nie spodziewał. W piątek 2 czerwca 2006 Łukasz Romanek uczestniczył w treningu przed zaplanowanym na niedzielę meczem przeciw Unii Leszno. Gra toczyła się o miejsce w składzie na to spotkanie. Udało mu się je wywalczyć świetną dyspozycją na torze. Co jednak stało się tego wieczoru, że około godziny 22.00 udał się do ulokowanego przy domu we wsi Wilcza warsztatu przy własnym, zbudowanym przez jego ojca torze żużlowym i odebrał sobie życie-tego się nie dowiemy. – Ta śmierć była dla wszystkich w Rybniku czymś totalnie szokującym. Nie widziałem, by wołał o ratunek. Był jednak tajemniczym człowiekiem, zamkniętym w sobie. Nigdy nie da się tak naprawdę rozgryźć drugiej osoby – stwierdził Piotr Pyszny w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.

Łukasz chyba za bardzo przejął się tą krytyką, a powtarzałem swoim zawodnikom, żeby nie czytali tych wszystkich komentarzy – mówił w rozmowie z Onet.pl Jan Grabowski już po śmierci żużlowca. – Ryczałem jak mały synek, kiedy się dowiedziałem. Nie wiem, dlaczego to zrobił – przywołano słowa trenera Mirosława Korbela w tej samej publikacji. – Pamiętam, jak wracaliśmy z jednego z wyjazdowych meczów. Kibice z Rybnika byli bezwzględni, obrzucili go najgorszymi wyzwiskami. Obłuda niektórych była ogromna, najpierw obrażali go, a po tragicznej śmierci wywieszali transparenty o treści: „Łukasz, dziękujemy”. Czy był bardziej obrażany niż inni? Na pewno te obelgi utkwiły mi w głowie, bo reszta zawodników żyje. W tamtych czasach nie było tylu stron internetowych jak obecnie, ale w sieci też było czasami szambo. Na forum, które znajdowało się na stronie internetowej klubu, wylewano wiadra pomyj na mnie, zawodników, trenerów – opowiadał ówczesny prezes RKM Rybnik Aleksander Szołtysek na łamach „Przeglądu Sportowego”.

Dzień po śmierci Łukasza Romanka fani zgromadzili się na stadionie, by uczcić jego pamięć. Zapalili znicze, przynieśli także jego zdjęcia i kartki z napisem „Przepraszamy”… 7 czerwca spoczął na cmentarzu w Wilczej. Pożegnał go tłum kibiców, zawodników, działaczy. Jak podczas wielu innych żużlowych pogrzebów, do trumny przymocowano kask-ten był w jego ulubionym niebieskim kolorze. Nagrobek od razu utonął w kwiatach i zniczach.

W latach 2007-2013 klub z Gliwickiej organizował Memoriał Łukasza Romanka. Dwa razy wygrał go Andreas Jonsson, po jednej edycji zwyciężyli Greg Hancock, Piotr Protasiewicz, Nicki Pedersen, Jason Crump i Patryk Malitowski. Później został on przekształcony w Turniej Legend Rybnickiego Żużla, czcząc pamięć innych zawodników związanych z drużyną „Rekinów”.

POLECANE

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.