Dla czarnego sportu poświęcił edukację. Żużlową pasję rozwijał pod czujnym okiem ojca, by prawdopodobnie do końca życia nie wyjść z cienia młodszego brata. Był typem zawodnika, którego albo się szczerze kochało, albo szczerze nienawidziło. W kolejnej odsłonie naszych „Twarzy Speedwaya” na ekran wskakuje jedna z twarzy, słynnego już, klanu Gollobów.

Jak udało się zauważyć trochę mniej rozpoznawalna i umniejszona przez zasługi brata, jednak czego na pewno nie można jej ująć, to przyczynienia się do zasług polskiego, czy też bydgoskiego speedwaya. Zgadywać dwa razy nie trzeba, bo dziś uwagę w pełni poświęcamy Jackowi Gollobowi.

Starszy z rodzeństwa Gollobów na świat przyszedł 27 października 1969 roku w mieście nad Brdą, czytaj w Bydgoszczy, i to właśnie pod skrzydłami bydgoskiego klubu żużlowego rozpoczynał on swoją sportową karierę (wówczas był to Gwardyjski Klub Sportowy Polonia Bydgoszcz). O ojcu Jacka – Władysławie Gollobie, jego synu Oskarze Ajtnerze-Gollobie i nim samym jeszcze nie tak dawno było „głośno”, kiedy cała trójka ściśle związana była z bydgoskim klubem, w trzech zupełnie różnych rolach. Wówczas Jacek Gollob, a były to lata 2016 i 2017, pełnił funkcję trenera bydgoskich gryfów, w których składzie znajdował się właśnie jego syn – Oskar. Nie oszukujmy się, klub pod tymi rządami nie był w najlepszej formie. Kibiców na stadionie jak na lekarstwo a skandal i problemy goniły się nawzajem.

Jak przystało, warto zacząć od tego, jak właściwie starszy brat Tomka Golloba w żużlowym świecie się znalazł. Dwaj bracia pasją do czarnego sportu zostali zarażeni przez ojca, Władysława. O Gollobach śmiało można powiedzieć, że z motorem się urodzili i nie opuszcza ich on przez całe życie, przy okazji przyjmując różne formy, w tym tę najbardziej nas interesującą – żużlową. Młodego Jacka sport pochłonął do tego stopnia, że edukacja przestała mieć znaczenie, tym samym nie skończył on jej terminowo. Napisał magisterkę, ale dopiero w wieku czterdziestu lat. I dbał o to, aby jego syn, rozwijając się pod względem speedwaya nie zapomniał o rozwoju szkolnym, tym samym Oskar treningi żużlowe przeplatał nauką w Technikum Lotniczym.

Pierwsza motorynka Jacka była mu wierna przez całe cztery tygodnie, bowiem po tym czasie została przez niego zajechana. Gdyby patrzeć na dzisiejsze realia to Jacek swoją karierę zaczął całkiem, by nie powiedzieć, że bardzo, późno. Tym samym gdy w ’88, mając dziewiętnaście, dwadzieścia lat, zgłębiał dopiero tajniki żużla, nikt późniejszych sukcesów raczej mu nie wróżył.

Wprawdzie, ten wychowany na bydgoskim Londynku (podobno mało „kolorowa” dzielnica) chłopak, nie przejawiał takiego talentu do czarnego sportu jak jego młodszy brat, to i on swój dorobek medalowy posiada. Z pewnością dzierżenie tytułu najlepszego żużlowca w kraju, a właściwie, to dwukrotnego czempiona (1998, 2000), to pokaźny sukces i myślę, że swego czasu nawet najbardziej zagorzali zwolennicy teorii, brzmiącej zapewne jakoś tak: „Jacek Gollob na żużlu bez brata nie istnieje”, musieli ostatecznie ściągnąć czapki z głów.

A to tylko część jego sukcesów, które bądź co bądź, siłą rzeczy są zapominane lub po prostu leżą pod ciężarem sukcesów brata Tomka. A Jacek przecież wiele lat należał do sportowej czołówki speedwaya w kraju. Wygrywał Złoty Kask w czasach, gdy impreza ta cieszyła się jeszcze dużo większym prestiżem niż obecnie, aż siedmiokrotnie celebrował Drużynowe Mistrzostwo Polski, z czego czterokrotnie (1992, 1997, 1998, 2002) ze swoją macierzystą Polonią Bydgoszcz. Są jeszcze również medale Mistrzostw Polski Par Klubowych, czy Drużynowych Mistrzostw Świata.

Początek ery żużlowej klanu Gollobów jest ściśle powiązany z początkiem zawojowania torów przez braterski duet Jacka i Tomka, a ci długo jeszcze ścigali się ramię w ramię i byli nierozłączni. Krążyła wśród zwolenników czarnego sportu opinia, że Jacek „wypłynął na plecach brata”, przy czym obaj bracia przejawiali prawdziwą braterską i wojowniczą duszę. Powiadają, że brat za brata w ogień, by wskoczył, co często miało swe odzwierciedlenie w rzeczywistości, tworząc jednocześnie z braci Gollobów jeden z najbardziej kontrowersyjnych braterskich duetów w tym sporcie. Nie raz bywało, że jeden stawał w obronie drugiego, kończąc przykładowo w parku maszyn to, co zostało zaczęte na torze. Tak m.in. powstał jeden z największych skandali w polskim żużlu aktualnego wieku.

Na domowym meczu Unii Tarnów w 2004 roku, której barwy wtedy reprezentowali dwaj bracia Gollobowie, zawrzało od emocji, gdy Jacek został ostro potraktowany przez Tomasza Bajerskiego (Apator Toruń). Spowodowanie upadku starszego brata spowodowało, że emocje mocno zagotowały się w Tomku, który wybiegł na tor i bez zbędnych ceregieli uderzył torunianina pięścią w twarz. Braterskie wsparcie nie skończyło się również, kiedy cała rodzina Gollobów musiała się mierzyć z niezwykłą tragedią, jaka spadła na Tomka, a Jacek deklarował wsparcie i nie widział opcji na brak jakiejkolwiek walki. „Jesteśmy sportowcami, nie poddajemy się! I nigdy się nie poddamy”.

Żużel to niebezpieczna dyscyplina i ten czarny sport ma swoją ciemną stronę. Władysław Gollob zapytany kiedyś przez dziennikarza serwisu po-bandzie.com.pl, w kontekście swojego starszego syna, o to czego z przeszłości najbardziej żałuje, na pierwszy plan wysunęły się wypadki: „[…] Trzecia rzecz to kontuzje Jacka. Szczególnie ta bezsensowna, ciężka kontuzja Jacka na torze w Gdańsku w 1989 roku. Połamana ręka, noga. Ta kontuzja mocno skomplikowała Jackowi dobrze zapowiadającą się karierę. Dochodzenie do siebie i lizanie ran zajęło Jackowi dwa lata, a to dużo. Pomimo tego w swojej karierze zdobył na własny rachunek, bez pomocy słynnego brata, dwa razy mistrzostwo Polski i dwa razy Złoty Kaski, nie wspominając o tytule wicemistrza świata par w Brokstedt. Były też lata, kiedy Jacek dominował swoimi występami w polskiej lidze. Podsumowując, ta kontuzja przekreśliła mu możliwość dynamicznego rozwoju kariery. Do tego dołóżmy kontuzję kręgosłupa Jacka w Marmande oraz w Szwecji i mamy obraz sytuacji Jacka.”

Dla jednych wcześniej, dla innych później, a jeszcze inni nie mają takiego szczęścia, by o tym zadecydować, ale ostatecznie dla wszystkich przychodzi kres czynnej, żużlowej kariery zawodnika. Jacek o takim końcu zadecydował 2009 roku, co jak się później okazuje, końcem bezwzględnym nie będzie. W 2012 roku, kiedy większość jego sportowego umysłu zaprząta kariera syna, w rozmowie z espeedway.pl powątpiewa nad słusznością takiej decyzji. – Cały czas mam kontakt z motocyklem, często trenujemy wspólnie z Oskarem. Oczywiście, że brakuje mi rywalizacji na torze. Patrząc z perspektywy czasu, to wydaje mi się, że zbyt wcześnie zakończyłem swoją przygodę z żużlem Chętnie pościgałbym się z rywalami, ale ze względu na moje obowiązki względem Oskara nie mogę sobie na to pozwolić.

Pewnego dnia przyszedł czas Jacka na powrót do bydgoskiej Polonii w zupełnie nowej roli – roli trenera. Czasy niezbyt kolorowe dla biało-czerwonych znad Brdy. Dodatkowo nowa funkcja wydaje się zupełnie nieodpowiednia dla byłego zawodnika i sprawia, że staje on się, z różnych przyczyn, pośmiewiskiem w żużlowym środowisku, a przykładowo praca z juniorami i wsparcie dla nich praktycznie nie istnieje. Tutaj z kolei przychodzi chwila na ściganie ramie w ramie z synem Oskarem, ale i na kolejne skandale z udziałem klanu Gollobów, już w trochę innej odsłonie.

Na szybko licząc, wychodzi, że Jacek z Polonią Bydgoszcz (począwszy od 1988) związany był dobre 15 lat. Z racji, że nie nieprzerwanie, to w międzyczasie gościł w Polonii Piła (1999-2001, 2010,2014), Unii Tarnów (2004-2007) czy Stali Gorzów (2009). Mamy 2016 rok, Polonię Bydgoszcz i tutaj dzierżąc pałeczkę trenera, Jacek na nowo przywdziewa żużlowy kewlar i towarzyszy w startach synowi. W pierwszoligowym meczu przeciwko Wandzie Karków, na torze przy S2 znów dane jest bydgoskim kibicom oglądać duet Gollobów w nowym wydaniu. Syn Jacka błyszczy i zdobywa 13 punktów, a on sam po nieciekawych początkach ostatecznie dorzuca 3 oczka w wygranym meczu.

Pomimo odejścia z Polonii Bydgoszcz i zakończenia kariery przez Oskara Ajtnera-Golloba, dla Jacka wydaje się, jakby żużel był nadal, a zapewne i na zawsze, bliski sercu i chce on być obecny przy nim od kuchni. Najświeższym pomysłem na taki udział w żużlowej historii jest rozpoczęcie współpracy w 2020 roku z zawodnikiem Gryfów. Dla Matica Ivačiča Jacek ma, lub miał być, prywatnym doradcą. Kiedy po zakończeniu przez niego kariery, nikt zapewne nie spodziewał go na torze, tak teraz przy nikłych nadziejach na wielki powrót, nie jeden z nas może być zaskoczony gdy taki rzeczywiście będzie miał miejsce. Okazuje się bowiem, że Jacek Gollob ze speedwayem związał życie i czasem lubi zaskakiwać (również negatywnie). W cieniu młodszego brata, często wyzywany przez kibiców czarnego sportu od narkomanów i alkoholików, zapewne przytłoczony problemami syna i oskarżeniami w jego kierunku, gdy nad Oskarem sprawował piecze i pomagał mu wejść w żużlowy świat oraz ułatwić mu utrzymanie w nim.

Takie rzeczy mogą zmieniać ludzi oraz różnie wpływać na wizerunek i opinie, jednak nic nie zmieni faktu, że Jacek Gollob to multimedalista mający swój udział w rozwoju sportu w Polsce, za który swego czasu (a dokładnie 7 lutego 2000 roku) został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi przez ówczesnego Prezydenta RP, Aleksandra Kwaśniewskiego. Krzyż będący polskim cywilnym odznaczeniem państwowym nadawanym za zasługi dla Państwa lub obywateli (dla starszego z braci Gollobów nadany dokładnie za „zasługi w działalności na rzecz rozwoju sportu”), przyznawany do dziś.

O Jacku chwilowo słuch zaniknął. Jedyne co więc pozostało to wyczekiwanie na kolejny powrót w szeregi polskiego speedwaya, jeśli takowy będzie miał miejsce.

POLECANE

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.