Jeśli komuś mało jeszcze emocji przed finałowymi meczami żużlowej eWinner 1. Ligi, może liczyć na Polski Związek Motorowy. Działacze troskliwie pochylili się nad niedomagającym zdrowotnie podczas finału Indywidualnych Mistrzostw eWinner 1. Ligi Żużlowej Grzegorzem Walaskiem.

Wezwali go do związkowego lekarza, by sprawdzić czy nestor polskich torów, zaczynający karierę ponad ćwierć wieku temu, nie ma poważniejszych problemów zdrowotnych.

Zachowanie to chwalebne, tym bardziej, że tyle trąbi się dookoła o potrzebie regularnego badania seniorów, a przecież Walasek seniorem jest od bez mała dwudziestu lat. Jako czynnemu sportowcowi ciężko znaleźć mu czas na lekarskie wizyty w trakcie sezonu, a każdy wie czym może skończyć się jazda z niedoleczona kontuzją.

Jestem przekonany jednak, i jak sądzę nie jest to bezzasadne, że wizyta 45-letniego byłego mistrza Polski, zakończy się przepisaniem co najwyżej witaminy C. Naprawdę taniej i wygodniej byłoby zastosować tak popularną w ostatnich czasach teleporadę. Efekt byłby taki sam. Przy niewielkim udziale wyobraźni jestem w stanie przytoczyć prawdopodobny przebieg zaplanowanej na czwartek wizyty:

– Dzień dobry, panie Grzegorzu
– Dzień dobry, panie lekarzu.
– Jak się pan czuje?
– Dobrze.
– A w niedzielę jak się pan czuł?
– Źle.
– Ale teraz jest dobrze?
– Dobrze.
– No, dobrze. To niech pan weźmie tę witaminę C.
– Dziękuję.
– Do widzenia.
– Do widzenia.

A tak na poważnie, nie bronię żużlowca Arged Malesy Ostrów. Zbyt często zachodzi korelacja pomiędzy rangą zawodów w których uczestniczy a występującymi podczas tych zawodów kłopotami, a nawet rzekłbym dramatami, zdrowotno-sprzętowymi, by mówić o przypadku. Nie bójmy się tego powiedzieć: Grzegorz Walasek osiągnął już wszystko co osiągnąć mu było dane i dzisiaj pozaligowe imprezy najchętniej by odpuścił. Nie tłumaczy to oczywiście lekceważenia kibiców, telewidzów i sponsorów.

Wzywanie Walaska do lekarza PZM to błazenada, co nie zmienia faktu, że dopuszczanie przez lekarzy klubowych kontuzjowanych zawodników do jazdy zakrawa o patologię. Wydaje się, że funkcja lekarza PZM na zawodach którą planuje się wprowadzić, to jedna z tych funkcji, które naprawdę są potrzebne.

Podobnie jak potrzebny wydaje się etat okulisty w GKSŻ przy PZM. Weźmy przykład najjaśniejszy, bo i tak określić trzeba pana Leszka Demskiego, Szefa wszystkich sędziów, Wyrocznię, z którą nie sposób dyskutować. To, że widzi, co widzi, to jeszcze pół biedy. Gorzej, że raz widzi tak, a raz inaczej. I mam nieodparte wrażenie, że sędziowie chcą widzieć to co ich szef i sami nie wiedzą co widzą. A my musimy na to patrzeć.

POLECANE

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.