Pochodzi z Madrytu, więc na dobrą sprawę mógłby dziś kopać w piłkę w barwach Realu lub Atletico. Jednak wybrał inną drogę i dziś ściga się w lewo zapisując się na pewno w jakimś stopniu w historii „czarnego sportu”. Być może wpływ na to miał fakt, że jako dzieciak przeprowadził się wraz z rodzicami do innego kraju.

Żużel w obecnych czasach opiera się tak naprawdę głównie na kilku krajach, a w lewo ściga się w ledwie kilkunastu. Jednak od zawsze w „czarnym sporcie” mieliśmy przypadki zawodników, których określało się jako „egzotyczni”, a to za sprawą faktu, że pochodzili z krajów, gdzie na co dzień szlaka żużlowa nie jest czym normalnym. Zresztą dla wielu fanów żużla wciąż za mocno egzotyczny kraj uznaje się, chociażby Kanadę czy Republikę Południowej Afryki, a przecież tam swego czasu funkcjonowały prężnie ośrodki, a Kanadyjczycy za sprawą Chrisa (Krzysztofa) Słabonia zapisali się nawet dosyć mocno w historii naszego sportu.

Osoby, które określiliśmy już za te „egzotyczne” zawsze budziły, budzą i zapewne jeszcze długo będą budzić sporą sensację wśród społeczności. Tak też będzie i tym razem za sprawą Hectora Carlosa Crespo. Z pochodzenia Hiszpan – z Madrytu, gdzie oczywiście sportem numer jeden jest piłka nożna, a tamtejszy Real czy Atletico zna chyba każdy, nawet ktoś, kto nie jest związany z footballem. Dziś jednak Crespo mieszka w Australii, gdzie pokierowała go życiowa ścieżka i od kilku lat ściga się w lewo. – Mój dobry przyjaciel, fotograf Stephen Hope pewnie wie, że to dzięki niemu zacząłem uprawiać ten sport – wspomina Crespo w rozmowie z serwisem twojportalzuzlowy.pl. – Znalazłem to, czego szukałem już jako dziecko. Jako 10-latek jeździłem i co weekend oglądałem żużel w Darwin. Pokochałem to szaleńczo, ale mój początek w speedwayu nastąpił bardzo późno i musiałem uczyć się wszystkiego sam. Niewielu ludzi w Australii chciało mi dać szansę – dodaje.

Żużel nie był jednak sportem pierwszego wyboru w życiu Crespo. Zanim pierwszy raz dosiadł maszyny bez hamulców, to w wieku dwunastu lat brał udział we wszelkiego rodzaju aktywnościach sportowych, później jako nastolatek próbował surfingu, by później walczyć w Muay Thai. Jednak jak sam przyznaje, żużel, to było jego powołanie. – Pierwsze jazdy odbyłem już w Australii, a pierwsze zawody zaliczyłem na torze „Mike Hatcher Race” w Queensland. Ścigałem się w klasie „B” i pamiętam, że spisałem się całkiem nieźle. Było ciężko, byłem bardzo zdenerwowany. Tego dnia mogłem jednak liczyć na wsparcie m.in. Mitcha Shirry.

Nasz dzisiejszy gość nie ukrywa, że początki były dla niego niesamowicie trudne, bowiem niewiele wiedział o ustawieniach motocykla, a dodatkowo uczyć się mógł tylko i wyłącznie na własnych błędach. Nie miał takiego komfortu jak wielu polskich adeptów, wokół których zbudowane są teamy, a do tego mają do dyspozycji trenera, drugiego trenera i mentora. – Na początku bardzo często upadałem i często lądowałem w szpitalu. Wiele kości było złamanych, ale wyciągnąłem z tego wiele odpowiednich wniosków. Uświadomiło mi to też, że żużel nie jest taki prost, jak to wszystko wygląda. Teraz, po latach jest znacznie lepiej – jestem bardziej doświadczony i znacznie lepszym zawodnikiem, który posiada już dużą wiedzę dotyczącą ustawień. Życie na motocyklu jest wspaniałe, a tym bardziej, gdy wypracujesz własny styl i jedziesz z głową.

Na dzień dzisiejszy karierę Crespo można nazwać bardziej amatorską – startuje on, ale nie na tyle, by porównać go chociażby do tych, którzy obijają nam się o uszy poprzez liczne turnieje towarzyskie. Kilkanaście lat temu zawodnik rodem z Madrytu miał okazję pościgać się w Rockhampton z trzykrotnym indywidualnym mistrzem świata – Jasonem Crumpem. Niewykluczone, że wkrótce znów się spotkają na torze. – Bardzo mi się podoba to, że możemy ze sobą konkurować. Jego obecność sprawia, że chce się jeszcze mocniej rywalizować, aby pokonać zawodnika w jego formacie. Jason to jednak nie jest jedyna gwiazda, z którą się ścigałem. Miałem okazję też stanąć pod taśmą z Samem Mastersem, Brady Kurtzem czy Jackiem Holderem. Wówczas jednak brakowało mi doświadczenia. Od tamtego momentu mocno się poprawiłem i chciałbym znów się z nimi spotkać na torze.

Próżno szukać nazwiska Crespo w wynikach żużlowych imprez w ostatnich latach. Choć sam zawodnik chciałby, by sytuacja była inna, to nie wszystko zależy od niego. – Jestem bardzo zainteresowany startami i naprawdę ich potrzebuję, jednak bez dużych pieniędzy, to ciężko jest się ścigać. To się jednak zmieniło i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Będę się ścigał m.in. podczas turnieju Darcy’ego Warda, który w fantastycznym stylu promuje swoje zawody i jestem bardzo podekscytowany, że wezmę w nich udział.

Hiszpan, który rozwija swoją przygodę żużlową w Australii, jak wielu sportowców ma swoje wzory do naśladowania. W jego przypadku jest kilka nazwisk, jak chociażby wspomniany przed momentem Darcy Ward, czy również Tomasz Gollob i Greg Hancock. Crespo nie ukrywa, że nie da się przejść obojętnie obok np. Zmarzlika, ale pozostałe wybory są nieco zaskakujące. – Bardzo lubię patrzeć na styl Bartka (Zmarzlika). Moim głównym wzorem do naśladowania są Darcy Ward, który jest świetnym facetem. Kiedyś obserwowałem jego i Tysona Nelsona, a później kiedy zacząłem się ścigać, to oni mnie uczyli tego. Nie mogę wspomnieć o Gollobie, Hancocku czy Benie Shieldsie. Z Benem poznaliśmy się wiele lat temu. Kiedy pojechałem do Kurri Kurri na mistrzostwa Australii, to podszedł do mnie, przywitał się i poinformował, że będzie mnie trenował i nauczy mnie jazdy na żużlu. Pokazał mi drogę, którą on sam obrał, bo był trzecim pokoleniem w swojej rodzinie. Wiele mu zawdzięczam, tak samo jak Adamowi Shieldsowi. Obaj mi dużo pomogli, to wspaniali ludzie – wspomina.

Crespo w swoich marzeniach nie jest oryginalny, ale nie ma co mu się kompletnie dziwić. – Bardzo chciałbym ścigać się w Polsce. Byłoby to dla mnie spełnienie marzeń i nie będę szczęśliwy w pełni, dopóki tego nie zrobię.

Przy okazji rozmowy zapytaliśmy Hectora o to, kto jego zdaniem zostanie indywidualnym mistrzem świata w sezonie 2021. Kandydatów ma dwóch. – Mistrzem zostanie jeden z tych dwóch facetów – Bartosz Zmarzlik lub Tai Woffinden. Moim zdaniem Bartek wydaje się być mocny, ale „Woffy” raczej też zawalczy o złoto. Na pewno trafi ono do jednego z tych gości.

POLECANE

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.