Kłecko, Gniezno, Bydgoszcz, Ułanowo. To miejsca przełomowe dla życia Jacka Gomólskiego, ojca i założyciela jednej z ważniejszych gnieźnieńskich żużlowych rodzin. To właśnie jego sylwetkę przybliżymy dziś w odcinku „Twarze Speedwaya”.

Throwback Thursday, czyli wspomnieniowy czwartek. W mediach społecznościowych te dwa wyrazy poprzedzone tradycyjną kratką oznaczającą hasztag są niezwykle popularne. Tego dnia, czyli w każdy czwartek użytkownicy social mediów dzielą się swoimi starymi zdjęciami – z dzieciństwa czy też czasów szkolnych, a np. sportowcy z okresu, gdy byli u progu swoich wielkich karier.

Twój Portal Żużlowy dołączył do „wspomnieniowego czwartku” poprzez publikację tekstów dotyczących zawodników, którzy zjechali już z torów, a przed laty tworzyli oni piękną historię naszego sportu. Jedenastym bohaterem cyklu „Twarze Speedwaya” jest Jacek Gomólski, którego w minioną środę pożegnaliśmy zdecydowanie zbyt wcześnie…

To w Kłecku, nieco ponad dwuipółtysięcznym miasteczku położonym osiemnaście kilometrów od Gniezna, przychodzi na świat 20 stycznia 1968, dokładnie tego samego dnia, kiedy w odległym o niemal 1397 kilometrów Londynie Sharon Tate i Roman Polański mówią sobie sakramentalne „tak”, i siedem lat przed tym, jak 15 691 km od Kłecka narodził się Ryan Sullivan, jego późniejszy rywal z toru, przeciwko któremu przyjdzie mu startować w Derbach Pomorza i Kujaw.

Na mikroskopijnym rynku w Kłecku niewiele się dzieje, tak jak i w samym mieście: pomnik obrońców miasta, niedaleko gotycki kościół pw. śś. Jerzego i Jadwigi. Poza tym próżno szukać tu wielkich atrakcji, perspektyw. Tak jak w Ułanowie, rodzinnej wsi Jacka Gomólskiego, gdzie 53 lata od narodzin znajdzie miejsce wiecznego odpoczynku. Znajdują się tutaj pozostałości cmentarza ewangelickiego z resztkami nagrobków, takich zabytków jest w Wielkopolsce wiele. Zarówno z Ułanowa, jak i Kłecka raczej się ucieka, niż tu przyjeżdża. Ucieka się „w świat”, na przykład do Gniezna. W końcu to niecałe dwadzieścia kilometrów. W 1984 roku, kiedy szesnastoletni Jacek pojawił się w drużynie Startu, mieszkańców Pierwszej Stolicy Polski i okolicznych wsi oraz miejscowości zatrudniają Fabryka Obuwia „Polania”, największa w Europie garbarnia skór świńskich czy Fabryka Samochodów Rolniczych Polmo.

Jacek Gomólski w barwach macierzystego Startu (fot. Piotr Kin)

On jednak inaczej będzie zarabiać na chleb, zapisując pierwszy rozdział historii żużlowego rodu Gomólskich i jeden z licznych rozdziałów historii gnieźnieńskiego i polskiego żużla. Urodził się wprawdzie zbyt późno, by mieć swój udział w historycznym brązowym medalu Drużynowych Mistrzostw Polski, zdobytym przez drużynę w 1980 roku, ale i tak dla fanów czarnego sportu i czerwono-czarnej drużyny pozostanie legendą. To w Gnieźnie zalicza ligowy debiut 7 października 1984 roku podczas meczu z drużyną z Opola. Bilans punktowy nie jest imponujący: zdobywa dwa punkty, oprócz tego dwa zera i upadek, ale początki bywają trudne. Na koniec sezonu drużyna z Gniezna spada do II ligi, odpowiednika dzisiejszej I ligi.

Jakże radosny musiał być dla Gomólskiego 18 sierpnia 1985. To wtedy w Grudziądzu rozegrano mecz pomiędzy drużynami Startu i GKM-u. Wtedy też zapisuje na swoim koncie pierwszą poważną zdobycz punktową: 9 punktów i dwa bonusy. Później, 1 września, 8 oczek przeciwko Wrocławiowi. W jego karierze, podobnie jak w życiu gnieźnieńskiej drużyny, lepsze wyniki splatają się ze słabszymi. Start dwa lata, 1985 i 1986, spędza w ówczesnej drugiej lidze. Nasz bohater zalicza w międzyczasie debiut w Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostwach Polski, a także finałach Brązowego i Srebrnego Kasku. Rok 1987 jest wyjątkowy: prywatnie cieszy się z narodzin syna Adriana, który pójdzie później w jego ślady. Sportowo to powrót Startu do najwyższej klasy rozgrywkowej, brąz Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych zdobyty w Lesznie wraz z Tomaszem Fajferem i Krzysztofem Wankowskim.

Rok później następuje ważna roszada: zmienia klub na Polonię Bydgoszcz, gdzie worek z medalami otwiera się znacznie szerzej. W finale MMPPK w Rzeszowie tego samego roku znów staje na podium, znów na trzecim jego stopniu, tylko towarzystwo ma nieco inne, bo kolegów z nowego zespołu: Waldemara Cieślewicza, którego macierzystym klubem także był Start, a którego losy również splotą się z Gnieznem i Bydgoszczą, oraz Jacka Woźniaka. To w 1988 roku ponownie z Cieślewiczem i Woźniakiem, a do tego młodziutkimi Tomaszem Gollobem i Tomaszem Kornackim wejdzie do nagrodzonej medalami trójki Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski, konkretnie na trzeci stopień drabinki. To w tym roku i w tym klubie pozna smak medali Drużynowych Mistrzostw Polski, na początek brązowych, w tak znakomitym towarzystwie jak Zdzisław Rutecki, wymieniony już Jacek Woźniak czy Ryszard Dołomisiewicz.

Jacek Gomólski (fot. Piotr Kin)

Datami, które zapisały się złotymi zgłoskami w jego karierze, były jeszcze 1989 rok i złoto MDMP oraz dwa złote medale DMP w barwach klubu znad Brdy w latach 1997 i 1998, już w nieco innych czasach, gdzie oprócz braci Gollob, Piotr Protasiewicz czy Waldemara Cieślewicza partnerowali mu Henrik Gustafsson czy młody Michał Robacki.
Miał okazję zaprezentować się podczas finału Indywidualnych Mistrzostw Polski rozgrywanego w Lublinie w 1990 roku, zdobywając dwa punkty.

Karierę zakończył w wieku 32 lat, w 2000 roku, dwa ostatnie sezony spędzając ponownie z gnieźnieńskim orłem na plastronie. Nazwisko Gomólski nie zniknęło jednak z dziejów żużla, znajdując kontynuatorów tradycji w osobach synów Adriana (w latach 2003-2017) i Kacpra (począwszy od roku 2008 do dziś). To właśnie młodszy z następców pożegnał ojca wzruszającymi słowami podczas ceremonii pogrzebowej, która 7 kwietnia odbyła się w Ułanowie: „Bardzo dziękuję za tak wielkie przybycie dla taty. Wiem, że tata był dobrym człowiekiem i zawsze każdemu chętnie pomagał. Zapamiętajmy go jako zawsze uśmiechniętego i pamiętajmy o tym, że choć nie będzie go z nami fizycznie, to zawsze będzie w naszych sercach i głowach i będzie z nami na zawsze”.

Także te osoby, które miały z nim styczność na torze i poza nim, mają wiele wzruszających wspomnień związanych z Jackiem Gomólskim. Tomasz Fajfer podzielił się wspomnieniami dotyczącymi początków kariery naszego bohatera oraz tego, jakim kolegą oraz człowiekiem był na gruncie żużlowym i poza nim. – Z tego, co wiem, do jego rodzinnej wioski (Ułanowa – przyp. AF) przyjechał Krzysztof Wankowski (zawodnik Startu Gniezno w latach 1983 – 1990, zmarł w 2017 roku – przyp. AF) i zaraził wioskę żużlem, przywiózł zimą motocykl, latem próbowali na łąkach -uchylił rąbka tajemnicy.

W latach 80. żużlowe wyjazdy na mecze wyglądały trochę inaczej niż obecnie. Zawodnicy nie mieli swoich indywidualnych busów, a wspólnie przemieszczali się na zawody. O takiej sytuacji mówi Fajfer: – Na autobus, którym jeździliśmy na zawody, mówiliśmy wesoły autobus. Jeździło się dłużej, ale weselej. Byliśmy jak rodzina, motocykle trzymaliśmy w klubie.

Jacek Gomólski w barwach Polonii Jutrzenka Bydgoszcz (fot. Piotr Kin)

Nie istniał także element niezdrowej rywalizacji między zawodnikami: – Jacek i ja podnosiliśmy sobie nawzajem poprzeczkę, rywalizowaliśmy dla wspólnego wyniku, raz on był lepszy, raz ja. Pomagaliśmy sobie dopasowywać motocykle w warsztacie po meczach czy treningach. Kiedy ktoś potrzebował, nigdy nie odmówił pomocy. Pomagał, jak mógł. Doradzał młodym zawodnikom, dzielił się wiedzą i doświadczeniem. Warto wspomnieć, że tak było także po zakończeniu przez niego kariery, służył pomocą swoim synom.

Mam bardzo miłe wspomnienia związane z panem Jackiem, szczególnie z okresu dzieciństwa, ponieważ Gomólscy mieli swój warsztat na stadionie żużlowym. Przychodziłem tam po szkole lub w czasie wolnym, kiedy tylko słyszałem warkot motocykla. Mogłem tam spotkać pana Jacka Gomólskiego i czas zawsze miło nam płynął, miło się rozmawiało na różne tematy. Zawsze będę miło wspominał pana Jacka – powiedział za to syn Tomasza FajferaOskar.

POLECANE

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.