Twarze Speedwaya (33): (O)polski mistrz
Wciąż można to znaleźć w czeluściach Internetu. Nieostry film wideo. Najpierw widok na tablicę wyników, z której dowiadujemy się, że w biegu dodatkowym pojadą Ivan Mauger oraz Jerzy Szczakiel. W końcu przygotowują się do wyścigu.
Mauger w kasku czerwonym na polu wewnętrznym, Szczakiel w białym nieco bliżej bandy. Taśma podnosi się i ruszają. To Polak jest pierwszy, próby dogonienia go przez Maugera kończą się fiaskiem, a koniec końców upadkiem. Szczakiel dokańcza wyścig samotnie, po nim może już cieszyć się z tytułu indywidualnego mistrza świata na rok 1973.
Rozgrywany 2 września 1973 roku na wypełnionym po brzegi Stadionie Śląskim w Chorzowie finał Indywidualnych Mistrzostw Świata pamięta każdy Polak, który miał w tamtym czasie telewizor i w którego domu odbiornik ten był akurat włączony o odpowiedniej porze. Piękne czasy, kiedy finał Indywidualnych Mistrzostw Świata transmitowała TVP – dziś o takim stanie rzeczy można pomarzyć. Finał światowy, co brzmiało naprawdę dumnie. Aby znaleźć się w elitarnej szesnastce najlepszych zawodników globu, należało przejść przez naprawdę gęste sito selekcyjne. Ćwierćfinały, później półfinały eliminacji kontynentalnych. Finał kontynentalny. Osobno eliminacje skandynawskie oraz brytyjskie, zwieńczone finałami. Finał europejski i dopiero później finał światowy, ukoronowanie tych wieloetapowych zmagań. Aby się tam znaleźć, trzeba wykazać się naprawdę dużą dozą talentu i szczęścia. Polskę reprezentuje sześciu zawodników, to elita naszego sportu żużlowego w tamtych czasach: Jerzy Szczakiel, Zenon Plech, Paweł Waloszek, Jan Mucha, Edward Jancarz i rezerwowy Andrzej Wyglenda.
Bohater tamtego dnia jest jeden. Jerzy Szczakiel, Polak, który nie będąc faworytem tamtego dnia, pokonał samego Ivana Maugera. Nowozelandczyk musiał zadowolić się drugim miejscem na podium. Świetny wynik notuje także Plech, uzyskując trzeci rezultat. Wielki dzień polskiego żużla i polskiego sportu w ogóle. Niejako powtarza się sytuacja sprzed dwóch lat z Rybnika, kiedy podczas rozgrywanego tam finału Mistrzostw Świata Par duet Jerzy Szczakiel – Andrzej Wyglenda okazał się lepszy niż Ivan Mauger i Barry Briggs.
We wrześniu 2013 roku z inicjatywy rady Grudzic, dziś dzielnicy Opola, jego imieniem nazwano rondo na skrzyżowaniu obwodnicy Opola i ul. Strzeleckiej. Atrakcją tego miejsca jest ulokowany w jego centrum odrestaurowany motocykl żużlowy. 29 września rzeczonego roku odbyło się uroczyste odsłonięcie, którego dokonał sam Jerzy Szczakiel. – Bardzo cieszę się z tego wydarzenia. Chyba jeszcze bardziej niż ze zdobycia medalu mistrzostw. To znaczy, że ktoś jeszcze o mnie i moich sportowych sukcesach pamięta – powiedział, cytowany przez Onet.pl.
Data tej inauguracji nie była przypadkowa, 2 września 2013 minęło przecież 40 lat od tamtego wielkiego dnia. –Chcieliśmy w ten sposób uhonorować pana Jurka, oddać mu cześć i pokazać, że jest u nas tak znakomita postać – to przywoływane przez to samo źródło słowa przewodniczącego rady dzielnicy Wiesława Kurka i przewodniczącego zarządu Grudzic Andrzeja Małego.
Zdobycie medalu przez Jerzego Szczakiela było niebagatelnym wydarzeniem w dziejach opolskiego klubu, powstałego przecież zaledwie dwanaście lat wcześniej. Tym samym zawodnik ten został legendą jak Zygfryd Friedek czy Wojciech Załuski, inni wybitni opolanie. Jednak to Jerzy Szczakiel został w 2010 roku uznany najwybitniejszym zawodnikiem Kolejarza Opole w plebiscycie zorganizowanym z okazji 50-lecia klubu.
Upamiętniono go w jeszcze jeden sposób-statuetki wręczane najlepszym zawodnikom podczas dorocznej gali PGE Ekstraligi nazywają się przecież „Szczakiele”.
Urodzony 28 stycznia 1949 roku żużlowcem został dzięki kobietom-matce oraz siostrze Renacie. Obie panie miały wpływ na wybór takiej drogi życiowej. Siostra-bo to dzięki jej lokalnym kolarskim sukcesom w domu Szczakielów pojawił się motocykl, nagroda w zawodach. Nie skorzystała jednak z tego podarunku sama, a oddała go bratu. Mama zachęcała go do jazdy, kiedy w domu nie było trzeciego z rodzeństwa, brata Jerzego i Renaty, z którym przyszły mistrz toczył boje o swoją kolej na korzystanie z maszyny. – Kiedy brata nie było w domu, czmychnąłem w pobliże motoru i do upadłego śmigałem po wertepach w Grudzicach, naszej wioseczce pod Opolem (od 1975 roku w granicach miasta-dop. AF). Przyuważyła mnie mama i zaczęła zachęcać do sportów motorowych. Chciała, żebym zapisał się do szkółki w Kolejarzu Opole. A tata, o dziwo, wolał, bym uprawiał kolarstwo, bo to bezpieczniejszy sport. Tata nie był fanem żużla, za to namiętnie oglądał Wyścig Pokoju i marzył, żebym kiedyś wygrywał etapy w tym popularnym w czasach PRL-u wyścigu. Ja za to pokochałem żużel… – mówił Jerzy Szczakiel, cytowany przez portal polsatsport.pl.
W barwach macierzystej drużyny, wówczas II-ligowej, zadebiutował w 1967 roku. Nigdy nie opuścił jej szeregów, pozostał jej wierny przez cały trzynastoletni okres kariery. Jedne z pierwszych krajowych występów były na „szóstkę”-bo takie miejsca wywalczył w finałach Srebrnego Kasku i Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostwach Polski. To dzięki między innymi jego pomocy od sezonu 1970 Kolejarz Opole startował na najwyższym ligowym poziomie w Polsce i od razu w tamtym sezonie zawodnicy mogli zawiesić na swoich szyjach brązowe medale Drużynowych Mistrzostw Polski. To jak do tej pory największe osiągnięcie w historii opolskiego żużla.
Po zakończeniu kariery pozostał przy sporcie żużlowym jako trener. – Zdobyłem tytuł magistra, skończyłem trzyletnie studium trenerskie na wrocławskiej AWF – przywołuje jego słowa serwis internetowy TVP Sport.
Był patronem, począwszy od 2002 roku, towarzyskich turniejów pod nazwą „Mistrz Świata Jerzy Szczakiel zaprasza”. Odbyło się łącznie dziewięć edycji z udziałem czołowych polskich zawodników. Przybierał on rozmaitą formę, najczęściej rywalizacji parowej.
1 września 2020, dzień przed kolejną rocznicą chorzowskiego triumfu, odszedł na zawsze po ciężkiej chorobie. – Był skromnym człowiekiem. Mało towarzyskim. Można powiedzieć, że miewał swoje „widzimisię”. Samotnik. Dobrze wszyscy wiemy, że towarzystwo sportowe ma to do siebie, że lubi czasem razem usiąść i pogadać. Jerzy chodził jednak swoimi ścieżkami – wspominał mistrza w rozmowie z portalem Interia.pl Adam Jaźwiecki, dziennikarz „Tygodnika Żużlowego”, który znał Szczakiela także prywatnie.
Andrzej Wyglenda, startujący przecież niejednokrotnie w parze z Jerzym Szczakielem, podzielił się z portalem Czasnaopole.pl następującym wspomnieniem: – Z Jurkiem spotykałem się praktycznie tylko w reprezentacji lub na zawodach indywidualnych, bo drużynowo jeździliśmy w innych ligach. Ja w Rybniku w ekstraklasie, Jurek z Kolejarzem na jej zapleczu. W rywalizacji drużynowej trenerzy skojarzyli nas dopiero na początku lat 70. Oj, był z niego zadziora i charakterny był za trzech! Wywoził nas do bandy. Pamiętam, że kilka razy próbował to zrobić ze mną, jechaliśmy prosto w deski. Jurek po prostu nie potrafił jeździć wolno. Uwielbiał wygrywać. (…) Był ode mnie osiem lat młodszy. Nie miał wyjścia, musiał przystać na moje warunki. Poprosiłem ówczesnego przewodniczącego Głównej Komisji Sportu Żużlowego Rościsława Słowieckiego, aby Jurek startował z trzeciego lub czwartego pola, bo on jeździ „prosto w deski” i w przeciwnym razie skorzystają na tym rywale. Pułkownik się zgodził i już przed ostatnim biegiem wiedzieliśmy, że jak nic nie zepsujemy, to będzie złoto.