Twarze Speedwaya (15): „Hela”, cichy bohater Leszna
1 maja 2021 roku, w wieku 65 lat, odszedł na zawsze Włodzimierz Heliński, zawodnik, który miał swój udział w sukcesach Unii Leszno. Z tą drużyną jego żużlowe życie było związane najmocniej, choć u zmierzchu jego sportowej kariery ich drogi się rozeszły…
Throwback Thursday, czyli wspomnieniowy czwartek. W mediach społecznościowych te dwa wyrazy poprzedzone tradycyjną kratką oznaczającą hasztag są niezwykle popularne. Tego dnia, czyli w każdy czwartek użytkownicy social mediów dzielą się swoimi starymi zdjęciami – z dzieciństwa czy też czasów szkolnych, a np. sportowcy z okresu, gdy byli u progu swoich wielkich karier. Twój Portal Żużlowy dołączył do „wspomnieniowego czwartku” poprzez publikację tekstów dotyczących zawodników, którzy zjechali już z torów, a przed laty tworzyli oni piękną historię naszego sportu. Piętnastym bohaterem cyklu „Twarze Speedwaya” jest Włodzimierz Heliński.
Urodził się 16 lipca 1955 roku w Lesznie, i tam też skierował swoje pierwsze żużlowe kroki, choć początkowo realizował się w innych dyscyplinach sportowych, takich jak boks czy piłka nożna-pojawił się nawet na boisku Polonii Leszno w tej ostatniej dyscyplinie, jak sam opowiadał w zrealizowanym w ubiegłym roku dla telewizji internetowej 1938TV materiale „Historia tworzona przez lata”. Po zakończeniu młodzieżowej przygody z futbolem zwrócił się ku czarnemu sportowi. Mieszkając w Lesznie, był także fanem żużla, uczęszczał na mecze, gdzie kroki w kierunku kariery czynił już jego starszy o siedem lat kuzyn, Antoni Heliński.
W 1972 roku zdecydował ukierunkować się na karierę motocyklową. Za pierwszym razem, w 1973 roku, kiedy postanowił zostać zawodnikiem, nie udało się-nie przeszedł pozytywnie egzaminu na licencję żużlową. Wykazał się jednak determinacją, trenował pod okiem legendarnego, acz nieżyjącego już niestety trenera Andrzeja Pogorzelskiego, i rok później zdobył to uprawnienie w towarzystwie takich zawodników jak Eugeniusz Wrotyński czy Stefan Smoła. Determinacja, a przede wszystkim cierpliwość i upór okazały mu się bardzo potrzebne. Na swój ligowy debiut musiał czekać kilka długich lat, do 1978 roku. Zanim to nastąpiło, pokazywał swój talent w mistrzostwach czy pucharach rangi młodzieżowej. W jednej z imprez, jak sam przyznał, wystartował jako… własny kuzyn, Antoni. Jeden zdobyty wówczas punkt został zapisany na konto Antoniego właśnie.
2 kwietnia 1978 roku po raz pierwszy pojawił się na torze jako pełnoprawny zawodnik. Mecz w Rudzie Śląskiej, gdzie drużyna ze Świętochłowic rozgrywała wówczas swoje spotkania, nie był niestety debiutem udanym. Unia przegrała 44:59, a on pokazał się na torze tylko raz, w dodatku zaliczając upadek. Na więcej nie pozwalała mu wówczas pozycja zawodnika rezerwowego, który mógł być pewny tylko jednego występu w każdym starciu. W Lesznie miał szansę ścigać się u boku takich sław tego klubu jak Roman Jankowski, Mariusz Okoniewski, Dariusz Baliński czy Bernard Jąder. To Jankowski stał się jego najbliższym przyjacielem w środowisku żużlowym. – Zawsze mieszkaliśmy razem w pokoju podczas zgrupowań czy obozów – mówił Heliński we wspominanym wcześniej materiale wideo. – Bywało, że słałem za niego łóżko, składałem ciuchy.
To w Lesznie zanotował największe sukcesy. W 1979, 1980 i 1984 był członkiem złotej drużyny DMP obok wspomnianych już Jankowskiego, Jądera czy Czesława Piwosza. W 1982 roku i rok później drużyna z Helińskim w składzie mogła zawiesić na szyjach srebrne medale tych rozgrywek, a w 1981 i 1985 brązowe krążki. W 1980 roku po mającym cztery rundy turnieju wraz z wymienianymi już wcześniej Jąderem, Piwoszem, Okoniewskim, a także Kazimierzem Adamczakiem, Stanisławem Turkiem i Ryszardem Buśkiewiczem wywalczył Drużynowy Puchar Polski, trofeum nieco zapomniane, któremu chciałabym poświęcić też nieco miejsca.
Te rozgrywane pod patronatem Polskiego Związku Motorowego rozgrywki po raz pierwszy zorganizowano w 1978 roku. Odbywały się na zasadzie czwórmeczu, drużyny podzielono na cztery grupy eliminacyjne, na torze każdej nich rozgrywano jeden turniej. Triumfatorzy grup eliminacyjnych mierzyli się w rundzie finałowej według tych samych zasad: jeden czwórmecz na owalu każdej drużyny. Włodzimierz Heliński miał swój udział w końcowym triumfie Unii Leszno w 1978 roku. Podczas starcia w Gdańsku zanotował na swoim koncie komplet 12 punktów, był najlepszym zawodnikiem z Leszna. Dzięki temu Unia zajęła wtedy drugie miejsce w gdańskiej batalii, i, jak już wspominałam, pierwsze w końcowej klasyfikacji. Wyczyn ten powtórzyli dwa lata później, już przy skromniejszej pomocy Helińskiego – w turnieju w Rzeszowie zapisał na swoim koncie osiem „oczek”, w Opolu natomiast trzy.
W Gorzowie wspomógł zespół siedmioma punktami, dzięki czemu to „Byki” wzniosły DPP do góry w geście końcowego zwycięstwa. Cztery lata później (1984) w Toruniu, partnerując Zenonowi Kasprzakowi i Romanowi Jankowskiemu, zdobył Mistrzostwo Polski Par Klubowych. Jeśli mowa o roku 1985, nie sposób nie wspomnieć o koszmarnej kontuzji nogi, która wyhamowała jego karierę. 29 września, stadion przy ul. Sportowej w Bydgoszczy. Mierzą się Polonia Bydgoszcz i Unia Leszno. Po całkiem udanym pierwszym starcie, kiedy zdobył dwa punkty, zanotował fatalnie wyglądający upadek. Unia przegrała 39:51. Uraz wyeliminował go ze startów na pięć miesięcy. Powrót do sportu nie był łatwy.
– Nogę złamałem w Bydgoszczy, na lidze. To było otwarte złamanie prawego podudzia i długie leczenie. W Bydgoszczy nie zrobili tego tak, jak trzeba, kość zrobiła się czerwona. Wzięli mnie do szpitala w Lesznie, było podejrzenie gronkowca. Dwa tygodnie spędziłem w szpitalu, dostałem antybiotyki, po odstawieniu antybiotyków zaczęło się ognisko robić. Skończyło się tak, że wyczyścili kość, zrobili mi przeszczep, usunęli blachę wewnętrzną, a zrobili zewnętrzną. Pół roku to trwało. Jak się zrosło, lekarz usunął blachę. Najlepsze było, jak lekarz usuwał „na żywca”, bez znieczulenia, sześć śrub z kości – tak opowiadał o tym okresie w rozmowie z reporterem 1938TV.
Do klubu z Gniezna „Hela”, jak nazywali go kibice, trafił w 1988 roku, aby wspomóc go kadrowo po tym, jak odeszło z niego kilku zawodników, poza tym w drużynie z Leszna zwyczajnie nie widziano dla niego miejsca w składzie po ciężkiej kontuzji. Podążył tym razem drogą wytyczoną na przykład przez Wojciecha Kaczmarka, który kilka lat wcześniej także zmienił plastron z bykiem na ten z gnieźnieńskim orłem. To tutaj Heliński spędził trzy ostatnie sezony, zanim w 1990 roku zdecydował się na zakończenie sportowej kariery. Nie porzucił jednak sportu żużlowego, wspomagając czynnych zawodników Unii Leszno oraz Kolejarza Rawicz jako mechanik.
Nie tylko był solidnym punktem drużyny, ale i zapisywał na swoim koncie drobne sukcesy indywidualne. Trzy razy wystąpił podczas finałów Indywidualnych Mistrzostw Polski: w 1983 roku w Gdańsku, kiedy na podium uplasowali się Edward Jancarz, Zenon Plech i Andrzej Huszcza, zajął ósme miejsce, zdobywając 8 punktów. Rok później zaprezentował się widowni finału IMP rok później w Gorzowie Wielkopolskim. Skład podium prawie się nie zmienił: także byli na nim Plech i Huszcza, jednak tym razem Plech był pierwszy, a jemu i ponownie trzeciemu Huszczy partnerował na podium drugi Jerzy Rembas. Nasz bohater musiał zadowolić się jedenastym miejscem. Po raz ostatni w finale krajowego czempionatu kibice mogli oglądać go w Lublinie, w 1990 roku. Z pozycji dwunastego miejsca w końcowej klasyfikacji musiał oglądać triumf Zenona Kasprzaka, Mirosława Korbela i Tomasza Golloba, który wywalczył miejsce na najniższym stopniu podium.
Dwa razy stawał na podium Memoriale Alfreda Smoczyka w Lesznie. W 1980 roku była to druga lokata za Robertem Słaboniem, a przed Markiem Kępą, dwa lata później – trzecia, za plecami Romana Jankowskiego i Wojciecha Żabiałowicza. Napisał także rozdział w historii toruńskiego Memoriału Mariana Rosego, wygrywając jego IX edycję w 1982 roku. W pokonanym polu zostawił wówczas legendę lokalnego klubu Wojciecha Żabiałowicza i Wiesława Pawlaka, reprezentującego zielonogórskie barwy.
Pogrzeb Włodzimierza Helińskiego odbędzie się 8 maja 2021 r. o godzinie 11:00 na Cmentarzu Komunalnym przy ul. Osieckiej w Lesznie.
Wspanialy kolega pod kazdym wzgledem
Dziękuję za ten komentarz. Jest on dla mnie bardzo cenny. Cieszę się, że zajrzał tu Pan. I oczywiście-zapraszam częściej!
bardzo utalentowany zawodnik i wspaniały człowiek. ogromna wiedza o żużlu i najlepszy mechanik w Lesznie 🙂 miałem przyjemność być jego sąsiadem 🙂 ogromna strata 🙁
Super człowiek i zawodnik
zapraszam na https://historiaunia-leszno.pl.tl/
znajdziecie tam opisane sezony w których statrował 'Hela”