Jedenaście złotych medali Drużynowych Mistrzostw Polski wywalczone przez Stanisława Tkocza, to wynik, który będzie pobić bardzo ciężko. Dziś przyjrzymy się legendom Górnika Rybnik, a także rzucimy okiem na historię rozgrywek ligowych.
PKM Warszawa jako pierwsza
Historia Drużynowych Mistrzostw Polski na żużlu sięga roku 1948. Wówczas to szesnaście zespołów (plus dwa rezerwowe) przystąpiło do eliminacji, które miały na celu wyłonić nam uczestników pierwszej oraz drugiej ligi. Etap wstępny składał się z trzech rund (25 kwietnia w Łodzi, 2 maja w Pucku, 23 maja w Grudziądzu), a każda zgłoszona drużyna miała prawo zgłosić trzech zawodników, ale tylko jeden z nich był wystawiany do każdej rundy. Nie obowiązywał podział ze względu na pojemność silników, a każdy turniej składał się z 20 wyścigów, a obowiązywała wówczas punktacja, którą doskonale znają speedrowerzyści, bowiem zwycięzca wyścigu inkasował 4 „oczka”, a trzej pozostali kolejno: 3, 2 i 1. Zero przy nazwisku jeźdźca zapisywano w przypadku nieukończenia wyścigu.
Eliminacje padły łupem zawodników reprezentujących PKM Warszawę (Jan Wasikowski, Jerzy Dąbrowski, Mieczysław Chlebicz), którzy dla swojej drużyny wywalczyli pięćdziesiąt pięć punktów i o osiem „oczek” wyprzedzili oni Motoklub Rawicz oraz o dziewięć LKM Leszno. Pierwszych dziewięć zespołów zapewniło sobie udział w 1. lidze, która była odpowiednikiem mistrzostw Polski. Ekipy z miejsc od dziesiątego do osiemnastego musiały zadowolić się startem na zapleczu.
Postanowiono, że w pierwszym sezonie rozgrywek ligowych w każdej rundzie udział wezmą trzy czteroosobowe (trzech zawodników + rezerwowy) zespoły, a mecze będą składały się z dziewięciu wyścigów. I tak oto nadszedł 6 czerwca 1948, kiedy to w Łodzi, Ostrowie Wielkopolskim oraz Gdańsku–Wrzeszczu. Pierwsze w historii złoto w krajowym czempionacie przypadło zawodnikom PKM Warszawa, którzy wywalczyli jedenaście punktów – tyle samo, co LKM Leszno, ale o wyższej pozycji i triumfie warszawiaków zadecydowała suma małych punktów (90:82). Brązowe medale trafiły w ręce przedstawicieli Olimpii Grudziądz (10), a kolejne pozycje zajęły kluby: KM Ostrów Wlkp. (8,5), Motoklub Rawicz (7,5), DKS Łódź (6), GKM Gdańsk (6), OM Tur Okęcie Warszawa (6) oraz Tramwajarz Łódź (6). W pierwszej lidze z kolei najlepsze okazały się być ekipy, które również wywalczyły po jedenaście „oczek” – Polonia Bytom oraz RKM Budowlani Rybnik.
Najbardziej utytułowany
Od tamtego momentu już siedemdziesiąt dwa razy rozdano medale na krajowym „podwórku”. Są tacy, którym udawało się tylko raz w karierze odebrać gratulacje za zdobycie którejkolwiek ze zdobyczy. Niektórzy z kolei charakterystyczne krążki na biało-czerwonej tasiemce odbierali niemalże co roku. Przykładem takiego jeźdźca jest wychowanek Górnika Rybnik – Stanisław Tkocz, który w rozgrywkach o Drużynowe Mistrzostwo Polski zadebiutował w 1955 roku, kiedy to jego ekipa rywalizowała na drugoligowych torach. Do 1972 roku, bo wówczas Tkocz jako zawodnik Kolejarza Opole postanowił zjechać z toru, aż piętnastokrotnie świętował zdobycie medalu!
Na szyi Stanisława Tkocza wisiały: dwa brązowe medale (1969, 1971), dwa srebrne (1959, 1961) oraz… jedenaście złotych (1956, 1957, 1958, 1962, 1963, 1964, 1965, 1966, 1967, 1968, 1970). Tak okazała zdobycz przez wszystkie lata nie została nigdy – ani powtórzona, ani przebita. To sprawia, że Tkocz pozostaje najbardziej utytułowanym zawodnikiem w naszym kraju pod względem najcenniejszej zdobyczy, jaka jest do wywalczenia na krajowym „podwórku”. Tylko dwóm zawodnikom udało się zbliżyć do Tkocza na tyle, że osiągnęli oni dwucyfrową liczbę złotych krążków – mowa o Joachimie Maju oraz Karolu Peszke.
Tkocz w rybnickim zespole pełnił nie tylko funkcję zawodnika, więc na jego barkach nie było tylko zdobywanie punktów. Wraz z Joachimem Majem wspomagali Józefa Wieczorka w nauczaniu żużlowego rzemiosła. Tkocz odpowiadał za selekcję m.in. w czasie, gdy do szkółki Górnika zgłosił się Andrzej Wyglenda. – Za pierwszy etap selekcji odpowiedzialny był Stanisław Tkocz. Wziął nas wszystkich do lasu i jadąc na swej pięknej Jawie 250 kazał powtarzać za sobą manewry, które wykonywał między drzewami na tych strasznych wykopach, które powstały w wyniku działań wojennych. Już po tej próbie odpadła spora liczba chętnych – wspominał jakiś czas temu w rozmowie z naszym korespondentem Tomaszem Wojaczkiem zdobywca dziewięciu złotych medali Drużynowych Mistrzostw Polski (1962 – 1968, 1970, 1972).
Drugi ośrodek w klasyfikacji
Na dzień dzisiejszy mianem najbardziej utytułowanego klubu w naszym kraju pochwalić się może leszczyńska Unia, która ma na swoim koncie osiemnaście tytułów, a także osiem srebrnych i siedem brązowych medali. Sześć złotych medali mniej na swoim koncie ma rybnicki ośrodek żużlowy, który na najcenniejsze trofeum czeka jednak już bardzo długo, bowiem od… 1972 roku. To właśnie w latach 50. oraz 60. i na samym początku lat 70. rybniczanie odgrywali kluczową rolę na krajowych torach. Zawodnicy z rybnickiego ośrodka żużlowego od momentu awansu do I ligi w kolejnych latach dwudziestu sezonach wywalczyli aż dwunastokrotnie Drużynowe Mistrzostwo Polski, do którego dorzucili dwa srebrne i cztery brązowe medale. Taki obraz oznacza jedno – owszem, tylko trzykrotnie zabrakło ich na podium, a miało to miejsce w latach: 1960 (5. miejsce), 1973 (4. miejsce) i 1975 roku (6. miejsce).
Gdy zerkniemy w klasyfikację złotych medalistów, to pierwszych pięć miejsc przypada właśnie rybniczanom. Prowadzi opisywany przez nas przed momentem Stanisław Tkocz, a za jego plecami sklasyfikowani są: Joachim Maj i Karol Peszke (po 10) oraz Antoni Woryna i Andrzej Wyglenda (po 9). To tylko obrazuje nam, jaką potęgą był przed laty zespół z ulicy Gliwickiej.
Dwóch może doskoczyć
W czołówce zawodników klasyfikowanych pod względem złotej zdobyczy medalowej znajdziemy nie tylko tuzy speedwaya sprzed lat, ale także dwóch żużlowców, których mamy okazję podziwiać w akcji na co dzień – Janusza Kołodzieja oraz Piotra Protasiewicza. Obaj panowie przy swoich nazwiskach mają osiem tytułów mistrza kraju w rywalizacji drużynowej. Wychowankowi Morawskiego Zielona Góra było dane świętować sukces w barwach trzech drużyn – Sparty Polsat Wrocław (1995), Polonii Bydgoszcz (1997, 1998, 2000, 2002) oraz Falubazu Zielona Góra (2009, 2011, 2013). Tarnowianin z kolei na najwyższym stopniu podium stawał tylko z Unią – tą z Tarnowa (2004, 2005, 2012) oraz z Leszna (2010, 2017 – 2020).
Obaj mają zatem szansę, aby w przyszłym sezonie wyrównać wynik Woryny i Wyglendy. Patrząc i analizując składy, to na papierze większe nadzieje na sukces powinien mieć Kołodziej. Sportowy tryb życia tarnowianina i fakt, że przed 36-latkiem jeszcze co najmniej z pięć lat startów, to Kołodziej ma olbrzymie szanse na to, by nie tylko wskoczyć do czołowej trójki, ale nawet i wyrównać lub przebić rekord ustanowiony przez Stanisława Tkocza. Jeśli tylko zdrowie dopisze, to kto wie…
źródła: inf. własna, speedwayw.pl, GuruStats.pl
Franciszek Majewski zdecydował się na pozostanie w Rzeszowie i podpisał kontrakt obowiązujący do 2027 roku.…
Lech Kędziora został nowym trenerem Energi Wybrzeża Gdańsk. Tym samym doświadczony szkoleniowiec wraca do pełnienia…
Dostępny jest już kolejny numer Tygodnika Żużlowego. W wydaniu nr 42 przeczytacie między innymi rozmowy…
Patryk Dudek zwyciężył w rozgrywanym w Ostrowie Wielkopolskim 72. Turnieju o Łańcuch Herbowy. Drugi był…
Marko Lewiszyn zwyciężył w VII Memoriale Krystiana Rempały który odbył się na torze w Tarnowie.…
Marcin Nowak ma za sobą całkiem udany sezon na zapleczu PGE Ekstraligi. Kapitan Texom Stali…