„Od dirt-tracku do Motoareny. Opowieść o toruńskim żużlu”, czyli książka nie tylko dla fanów z Torunia (wywiad)
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia do sprzedaży trafiła nowa książka Daniela Ludwińskiego, zatytułowana: „Od dirt-tracku do Motoareny. Opowieść o toruńskim żużlu”. To druga żużlowa publikacja dziennikarza z Grodu Kopernika.
Dziennikarz, którego publikacje w przeszłości można było czytać m.in. na łamach „Tygodnika Żużlowego” ma już na swoim koncie dwie publikacje – jedną o Janie Ząbiku w ramach serii „Asy żużlowych torów” oraz drugą o historii biegów narciarskich. Teraz przyszła pora na kolejną książkę, która dotyczy historii toruńskiego sportu żużlowego. Autor zdradza kulisy powstawania książki.
Konrad Cinkowski (Twój Portal Żużlowy): Rozpocznijmy rozmowę nieco tradycyjnie, czyli pytaniem o twoje początki z „czarnym sportem”. Ile to już lat interesujesz się tym sportem i jak to się stało, że ten żużlowy amor Cię ustrzelił?
Daniel Ludwiński: Jak już niedawno mówiłem w jednym z wywiadów, moje najstarsze świadome żużlowe wspomnienie to finał IMŚ w 1992 roku we Wrocławiu. Miałem wtedy 5 lat. Wiem, że bywałem na żużlu regularnie także wcześniej, ale to czasy zbyt odległe, bym był w stanie je pamiętać – byłem zbyt mały. Generalnie mogę jednak powiedzieć, że żużel był w moim życiu zawsze i nie pamiętam czasów, gdy go nie było. Zainteresowanie narodziło się więc jakby samo.
– Praca się w roli dziennikarza, to coś o czym marzyłeś i chciałeś to robić, czy efekt przypadku albo np. spontan?
– Jedno i drugie. Jeszcze w dzieciństwie bawiłem się w różne gazetki, najpierw pisane długopisem, a potem już na komputerze. Zaczynałem studia, gdy dość niespodziewanie pojawiła się szansa internetowego pisania, a później także praktyk w akademickiej rozgłośni radiowej. To był już moment, gdy pojawiła się w głowie myśl, że mogę się związać z pracą dziennikarską na stałe.
– A skąd pomysł, aby iść w twórczość książkową?
– Pomysł nie był wcale mój. Koncepcja napisania pierwszej książki wyszła nie ode mnie, a od redaktora Wiesława Dobruszka. Miałem za sobą pierwszy rok pisania w „Tygodniku Żużlowym”, gdy pan Wiesław, sekretarz redakcji, zadzwonił do mnie z propozycją stworzenia tomu do serii „Asy żużlowych torów”, który byłby poświęcony zawodnikowi z Torunia. Po rozmowie pojawiła się koncepcja spisania wspomnień Jana Ząbika i taka książka rzeczywiście powstała. Sama idea nie była jednak moja – przed telefonem od pana Wiesława nie myślałem w ogóle o żadnej sportowej książce.
– Masz na swoim koncie już trzy książki, ale zanim porozmawiamy o najnowszym tytule, to poruszę temat dwóch poprzednich – „Asy żużlowych torów – Jan Ząbik” oraz „Droga do Justyny Kowalczyk. Historia biegów narciarskich”. Którą z nich tworzyło Ci się lepiej?
– Książka o Janie Ząbiku była prostsza, bo jej bohater mieszka w Toruniu. Nie było więc problemu z tym, żeby móc się spotkać i porozmawiać o żużlowych startach Pana Janka. Przy książce narciarskiej nie brakowało za to wizyt np. w Zakopanem i odbywanych tam rozmów z zawodnikami sprzed lat. Były też rozmowy telefoniczne. Niełatwo powiedzieć, którą tworzyło się lepiej, jednak na pewno obie były w swoim tworzeniu różne i inne, właśnie z uwagi na to, że w pierwszej był przede wszystkim jeden rozmówca, a w drugiej było już ich sporo.
– Miałeś jakieś obawy w związku z publikacją pierwszej książki?
– Tak, bo to był mój zupełny debiut, jeszcze w trakcie studiów. Przyjęcie publikacji było jednak generalnie ciepłe, a nakład książki jest już dziś wyczerpany.
– Opowiedz coś o tej książce kibicom, którzy jeszcze nie mieli z nią styczności. Czego się z niej dowiemy o Janie Ząbku?
– Książka jest dość przekrojowa. W rozmowach z Janem Ząbikiem skupiliśmy się przede wszystkim na żużlu i czasach jego kariery, ale w wielu miejscach pojawiają się także wątki prywatne. Całość pełna jest zdjęć z archiwum bohatera publikacji.
– I to jest to, co właśnie chcesz teraz robić?
– Napisanie pierwszej książki było swego rodzaju sygnałem i impulsem, że coś takiego jest w ogóle wykonalne i ma sens. Stopniowo pojawiały się więc kolejne pomysły. Nie powiem, że mam zamiar ciągle pisać i pisać kolejne książki, ale dwie następne, najpierw o biegach narciarskich, potem o toruńskim żużlu, były idealnie o czymś, co jest dla mnie bliskie i ważne. Osobiste zainteresowanie tymi tematami sprawiło więc, że łatwej było w pełni zaangażować się w pracę nad tymi publikacjami.
– Masz w planach kontynuację przygody z „Asami żużlowych torów”?
– Nie mówię nie, bo pewne zapytanie się pojawiło. Na dziś nie mam takiego konkretnego planu, ale nigdy nie mów nigdy.
– A nie masz w planach namówić Tomasza Bajerskiego na napisanie takiej szczerej książki? Mógłby być hit!
– Szczerze mówiąc nie jesteś pierwszą osobą, która twierdzi, że byłaby to ciekawa książka. Nie wiem, czy kiedyś powstanie, a jeśli tak, to kto byłby jej autorem. Sam pomysł na pewno jest jednak interesujący.
– Teraz do sprzedaży trafiła książka „Od dirt-tracku do Motoareny. Opowieść o toruńskim żużlu”. Zacznijmy od tego, że format książki nie jest typowo opisowy, a tak jak mówi tytuł – opowieść. Dlaczego wybrałeś taki format?
– O toruńskim żużlu ukazało się już dużo książek – chyba żaden klub nie ma ich aż tylu. Były to różne publikacje, w tym te, które zawierały wszelkie dane statystyczne i komplety wyników. Nie było więc sensu powielać tych materiałów, które są zresztą dostępne także w tomach „Żużlowego ABC”, „Żużlowego leksykonu ligowego”, czy na stronie speedway.hg.pl. Brakowało za to książki typowo gawędziarskiej, będącej zbiorem anegdot, żużlowych przygód i historii zza kulis. Postanowiłem więc tym razem oddać głos żużlowcom i wszelkim innym osobom związanym z toruńskim klubem.
– I kogo udało ci się namówić do rozmów oraz jak długo trwała twórczość?
– Zbieranie materiału rozpoczęło się w grudniu 2017 roku, a skończyło wiosną 2020, zatem zabrało 2,5 roku. Pozornie umówienie się z kimś na rozmowę nie jest trudne, ale bywa i tak, że ktoś jest w rozjazdach, nie może się spotkać, i wywiad się przesuwa w czasie. Jeżeli natomiast do przepytania jest ponad setka osób, wówczas całość musi być czasochłonna. Chciałem jednak wydać książkę w 2020 roku, na 90. rocznicę pierwszych toruńskich zawodów dirt-trackowych, i to się udało. A co do nazwisk rozmówców – są nawet żużlowcy zagraniczni, w tym Per Jonsson, Ryan Sullivan, Darcy Ward. Do tego oczywiście niemal wszyscy żyjący czołowi wychowankowie toruńskiego klubu. Są też wypowiedzi działaczy, mechaników i nie tylko. Najstarszy rozmówca ma dziś 93 lata. Książka zawiera więc nie tylko historie z ostatnich sezonów, ale i z naprawdę odległych czasów.
– Czy jest to lektura typowo dla toruńskich kibiców, czy polecałbyś swoje dzieło fanom z całego kraju?
– Toruńscy kibice w największym stopniu mogą mieć przyjemność z lektury, ale uważam, że książka zainteresuje także fanów z innych miast. Obszernie wspomniana została np. kariera Mariana Rosego, wielkiej postaci toruńskiego żużla. Opowieści o zawodnikach takiego formatu powinny być ciekawe niezależnie od tego, gdzie się mieszka i komu się kibicuje na co dzień.
– Wiem, że czytelnicy mają lekki niedosyt faktem, że brakuje w książce wypowiedzi Wiesława Jagusia. Czym to jest spowodowane?
– Wiesław Jaguś skończył karierę 10 lat temu. Dzwoniłem oczywiście także do niego, żeby poprosić o rozmowę, ale od momentu pożegnania z torem Jaguś konsekwentnie nie udziela wywiadów i nie chodzi na mecze. Trzeba to uszanować. Rozdział mu poświęcony oczywiście w książce jest, choć bez jego wypowiedzi, nie licząc cytatów sprzed lat.
– Danielu, na koniec zapytam, czego ci życzyć w tym nowym – 2021 roku?
– Przede wszystkim zdrowia, a także, jak każdemu, powrotu naszego świata do możliwie szybkiej normalności. Niech ten rok przyniesie nam też bezpieczny i ciekawy sezon żużlowy.
Od Redakcji: Książkę „Od dirt-tracku do Motoareny. Opowieść o toruńskim żużlu” można zakupić w sklepie internetowym Klubu Sportowego Toruń – TUTAJ.
źródło: inf. własna