Przed laty na żużlowych torach oglądaliśmy Piotra oraz Grzegorza Szymko, a następnie synów PiotraMarcela i Cypriana. Pierwszy z nich próbuje wrócić do uprawiania „czarnego sportu”, z kolei starszy skupia się już na drodze, którą obrał kilka lat temu.

Nasz dzisiejszy gość ma na swoim koncie ponad pięćdziesiąt spotkań ligowych i przejechanych ponad dwieście wyścigów we wszystkich trzech klasach rozgrywkowych. Tylko szesnaście razy mijał linię mety na pierwszej pozycji i wszystkie te trójki zdobył w barwach drugoligowej Victorii Piła. Jak sam przyznaje – brak większych sukcesów spowodowany jest kilkoma czynnikami.

Konrad Cinkowski (Twój Portal Żużlowy): Pytać Cię o zainteresowanie „czarnym sportem” nie muszę, bo to jest oczywiste. Zagadnę więc o decyzję, że chcesz uprawiać żużel. Sam się na to zdecydowałeś, bo chciałeś iść w ślady taty, czy to trochę tata namawiał, czy też kierował cię w stronę żużla?
Cyprian Szymko: Tak jak mówisz, żużel był w mojej rodzinie od zawsze i naturalne dla mnie było, aby spróbować swoich sił. Nikt mnie nie musiał do tego zbytnio namawiać.

– Wielu chłopaków ma problem z tym, aby przekonać swoją mamę do wyrażenia zgody na rozpoczęcie treningów. Twoja mama już wiedziała, czym „smakuje”, ale i czym grozi żużel. Trudno było ją przekonać?
– Mama bardzo lubi żużel i nigdy nie miała nic przeciwko, abyśmy z bratem jeździli. Był tylko jeden warunek do spełnienia.

– Jaki?
– Dobre wyniki w szkole.

– Twoja przygoda z żużlem rozpoczęła się od mini toru. W 2006 roku otarłeś się o medal indywidualnych mistrzostw Polski. Dziewięć punktów dało ci szóste miejsce, a o brąz walczyli chłopaki z jedenastoma „oczkami”. Jak wspominasz czas spędzony w klasie 85cc?
– To był dla mnie bardzo trudny czas. Chciałem jeździć i ścigać się z rówieśnikami, ale często nie miałem po prostu na czym. Nigdy nie dysponowałem odpowiednim sprzętem, przez co też i moje możliwoci nie były wystarczające do rywalizacji. Czasami jednak udawało się dużo potrenować na jakimś fajnym motorze i wtedy były też wyniki. Brakowało jednak regularności.

– To, czego nie udało się wywalczyć Tobie osiągnął twój brat. Marcel w 2008 roku zdobył brązowy medal IMP. Czy można powiedzieć, że na mini torach zostawałeś nieco w jego cieniu?
– Bardzo się cieszyłem z medalu brata. Tak jak jednak mówiłem, borykaliśmy się z brakiem treningów i sprzętu. Jednak w tym roku Marcelowi pomógł wiele pan Zenon Plech, dzięki czemu brat mógł cały sezon trenować i ścigać się na konkurencyjnym sprzęcie, a stąd też przyszły wyniki. Z perspektywy czasu, to miał też trochę szczęścia, że jest młodszy. W późniejszej karierze zresztą też. Chodzi mi o zmiany regulaminowe, które następowały z biegiem lat.

– Swoją drogą trochę przykro się patrzy, że z tych zawodów z 2008 roku na żużlu obecnie ściga się tylko trzech zawodników… Szymon Woźniak, Adrian Cyfer i Krystian Pieszczek.
– To mało? Było nas raptem około dwudziestu w różnym wieku. Uważam, że to naprawdę fajnie, że moim kolegom się udało i są w tej chwili bardzo dobrymi zawodnikami. Trzech z tak małej grupy, to uważam, że i tak dużo. Pamiętać trzeba, że było nas więcej, ale każdy zmagał się z różnymi problemami, które wpłynęły na przerwanie lub zakończenie kariery. Poza tym w naszej grupie był też Bartek Zmarzlik, ale postanowił, że szybciej przeniesie się na duży tor.

– W 2007 roku uzyskałeś certyfikat „Ż” i ścigałeś się przez siedem lat. Reprezentowałeś przez ten czas dwa kluby – z Gdańska i Piły. Nie udało ci się osiągnąć spektakularnych sukcesów. Czego twoim zdaniem zabrakło?
– Regularnych treningów, startów w lidze i sprzętu, a także wiary we własne możliwości, szczęścia i… wielkiego talentu (śmiech – dop. red.).

– Z perspektywy czasu analizując przebieg kariery tak na spokojnie, to, w których momentach podjąłbyś inne decyzje, niż podjąłeś?
– Ciężko powiedzieć. Nie ma chyba nic konkretnego. Na pewno wiele rzeczy zrobiłbym inaczej. Ale kiedy jesteś młodszy, niedoświadczony, to błądzisz. I trochę na oślep. Na pewno nie podpisałbym już żadnej ugody (uśmiech).

– A której decyzji żałujesz najmocniej i dlaczego?
– (chwila ciszy) Wiesz co… a, szkoda gadać. Było i minęło.

– Jak ważne było dla Ciebie wsparcie ojca?
– Nieocenione!

Cyprian Szymko w obiektywie aparatu Arkadiusza Buczyńskiego

– Praktycznie całą karierę wraz z Marcelem tworzyliście taki „pakiet”, bo gdzie ty jeździłeś, tam i on trafiał. Była między Wami taka wewnętrzna rodzinna rywalizacja?
– Nie no, wiadomo, że była, to oczywiste. Ale zawsze fair play. Nigdy razem nie mieliśmy upadku. A co do tej jazdy „w pakiecie”, to byliśmy w sumie tylko raz w jednym klubie – w Pile, a jeśli się nie mylę, to razem też pojechaliśmy ledwie raz.

– Po zakończeniu zawodniczej przygody nie odciąłeś się od żużla. Obecnie pracujesz w roli mechanika u Krystiana Pieszczka. Dlaczego właśnie obrałeś ten kierunek, a nie np. praca jako trener?
– Wyszło to w sumie trochę tak samo z siebie. Krystian szukał mechanika, a ja pracy. Tak się ułożyło, że trafiliśmy na siebie. Pracy w roli trenera jednak nie mówię „nie”.

– Współpracujesz od kilku już lat z Krystianem Pieszczkiem, z którym ścigaliście się wielokrotnie już od mini toru. Jakim człowiekiem jest „Krycha” poza torem – jako kumpel, ale i jako szef?
– Faktycznie, znamy się od początku jego przygody z żużlem. Zawsze rywalizowaliśmy na torze, a poza nim się kumplowaliśmy. Teraz jest on moim szefem, ale nasze relacje są dalej koleżeńskie.

– Na przyszły sezon zostajesz w teamie Krystiana, a do klubu z Gdańska powrót zaliczył twój tata. Współpraca z nim, jako m.in. toromistrzem może ułatwić pracę czy wręcz przeciwnie?
– Nie pracowałem z tatą, gdy ten był toromistrzem, ale mam nadzieję, że da sobie radę. Tor jest po przebudowie i wszyscy zastanawiamy się, jak będzie ostatecznie wyglądał. Najważniejsze, abyśmy mieli dostatecznie dużo czasu, aby się do niego dopasować.

– Jak oceniasz skład Wybrzeża na ten sezon i czy to może być ten rok, że Wybrzeże powróci do Ekstraligi?
– Wydaje mi się, że mamy fajną ekipę. Skład wydaje się być wyrównany, a najważniejsze, aby omijały nas kontuzje i defekty. Awans? Liga będzie bardzo wyrównana. Od kilku lat pierwsza liga jest ciekawa do samego końca. Mam nadzieję, że będzie tak również w przyszłym roku. Ale kto wygra, to zobaczymy w październiku.

– Wiele mówiło się o wyborze Tadeusza Zdunka, jeśli chodzi o menedżera drużyny. To trochę nietypowy ruch. A co ty o tym myślisz?
– Uważam, że to właściwy kierunek. Znam Eryka w zasadzie całe życie i jestem przekonany, że sobie poradzi. No bo… czemu nie? Zna się na żużlu jak mało kto. A w historii naszego żużla mamy kilku menedżerów, którzy nigdy nie byli zawodnikami, a osiągali świetne wyniki z drużynami, które prowadzili.

– Gdyby do Ciebie odezwał się jakiś klub z propozycją, abyś poprowadził zespół to…?
– Hmm… trudne pytanie, ale pewnie bym to rozważył. Jeszcze chyba jest jednak na to za szybko, a poza tym mam też jakieś zobowiązania wobec Krystiana.

– Na koniec pytanie, czy nie ciągnie Cię na tor? Nie myślałeś, aby pojeździć np. wśród żużlowców-amatorów, gdzie ścigają się, chociażby Adam Fajfer, Maciej Fajfer czy Jacek Folkert?
– Powiem szczerze, że ciągnie, ale naprawdę rzadko. Moja aktualna forma fizyczna jest daleka od tej, która umożliwia jazdę na motocyklu. Adam (Fajfer), to już legenda, a na dodatek człowiek w świetnej formie, więc się nie dziwię, że czasem sobie pojeździ.

– Dziękuję za rozmowę. Chciałbyś coś dodać na koniec od siebie?
– Również dziękuję i do zobaczenia na stadionach.

źródło: inf. własna

POLECANE

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.